Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/524

Ta strona została przepisana.

obaj podążyli na przeciwległy koniec obozu; przyszli wkrótce do namiotu tego, którego szukali.
— Czy pan twój śpi, Tony?... — zapytał po angielsku jeden z mężczyzn służącego.
— Nie, panie hrabio — odpowiedział lokaj — chyba nie, albo jeżeli śpi, to od bardzo niedawna, bo przeszło dwie godziny po rozstaniu się z królem chodził, a odgłos jego kroków ustał zaledwie od dziesięciu minut; zresztą — dodał lokaj, podnosząc kotarę namiotu — mogą panowie zobaczyć.
W istocie, de Winter siedział przed otworem, zastępującym okno, którędy przenikało powietrze nocne, i przyglądał się melancholijnie księżycowi, gubiącemu się, wśród masy chmur czarnych. Obaj przyjaciele zbliżyli się do Wintera, który nie słyszał wcale, jak weszli, i pozostał w tej samej postawie, dopóki nie uczuł, że ktoś kładzie mu rękę na ramieniu. Odwrócił się, poznał Athosa i Aramisa i podał im rękę.
— Czyście zauważyli, panowie... — rzekł do nich — jak księżyc tego wieczoru nabrał koloru krwi?...
— Nie — odrzekł Athos — wydał mi się taki, jak zwykle.
— Zresztą — dodał — w położeniu tak groźnem, jak nasze, badać należy ziemię, nie zaś niebo. Czyś badał pan naszych Szkotów i jesteś ich pewny?...
— Szkotów?... — zapytał de Winter — co za szkotów?...
— A!... naszych, panie!... — odrzekł Athos — tych, którym się król powierzył; szkotów hrabiego de Lewen?...
— Nie — rzekł de Winter, poczem dodał: — Więc powiedzcie mi, panowie, czy nie widzicie wcale tego czerwonego obłoku, który pokrywa niebo?
— Wcale a wcale — odpowiedzieli razem Athos i Aramis.
— Powiedzcie mi, panowie — ciągnął dalej de Winter, zajęty wciąż tą samą myślą — czy nie krąży we Francji podanie, że w przeddzień swej śmierci Henryk IV, grając w szachy z panem de Bassompierre, widział krwawe plamy na szachownicy.
— Tak — odrzekł Athos — marszałek opowiadał mi to bardzo wiele razy.