— Jedźmy, — powtórzył król.
— Najjaśniejszy panie — rzekł Aramis — czy Wasza Królewska Mość nie uprzedzi swych przyjaciół?
— Przyjaciół moich? — odrzekł Karol I, wstrząsając smutno głową, — mam tylko trzech. Jednego przyjaciela od lat dwudziestu, który o mnie nigdy nie zapomniał, dwóch przyjaciół od sześciu dni, których nigdy nie zapomnę. Chodźcie, panowie, chodźcie.
Król wyszedł z namiotu, przed którym oczekiwał już jego koń, król jeździł na nim od trzech lat i bardzo go lubił. Koń, zobaczywszy go, zarżał z zadowolenia.
— O! — rzekł król — byłem niesprawiedliwy, bo oto jeszcze jedna przynajmniej istota, która mnie kocha. Ty pozostaniesz mi wierny, Arthusie, nieprawdaż?
A koń, jakby zrozumiał te słowa, zbliżył dymiące nozdrza do twarzy królewskiej, podnosząc wargi i pokazując uciesznie białe zęby.
— Tak, tak — rzekł król, głaszcząc go ręką — tak, dobrze, Arthusie, jestem z ciebie zadowolony.
I z tą lekkością, która go czyniła jednym z najlepszych jeźdźców w Europie, Karol wskoczył na siodło i, zwracając się do Athosa, Aramisa i de Wintera rzekł:
— No, panowie, czekam na was.
Ale Athos stał na miejscu, nieruchomy, z oczami wpatrzonemi i ręką, wyciągniętą ku linji czarnej, ciągnącej się wzdłuż brzegu Tyny w długości dwa razy większej od obozu.
— Co to za linja? — rzekł Athos. — Wczoraj jej nie widziałem.
— To zapewne mgła od rzeki, — odparł król.
— Najjaśniejszy panie, to coś namacalniejszego, niż mgła.
— Istotnie, widzę jakby jakąś przegrodę ciemnawą — rzekł de Winter.
— To nieprzyjaciel wychodzi z Newcastle i otacza nas! — zawołał Athos.
— Nieprzyjaciel? — rzekł król.
— Tak! nieprzyjaciel! już za późno; tam, przy tym promieniu słonecznym, od strony miasta, widać błyszczące „brzegi żelazne“.
Tak nazywano wówczaas kirasierów, z których Cromwell stworzył swoją gwardję.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/528
Ta strona została przepisana.