Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/532

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XV
MŚCICIEL

Wszyscy czterej weszli do namiotu; nie mieli jeszcze żadnego planu działania, należało coś postanowić. Król padł na fotel.
— Jestem zgubiony!... — wyrzekł.
— Nie, Najjaśniejszy panie — odrzekł Athos — jesteś tylko zdradzony.
Król westchnął głęboko.
— Zdradzony!... zdradzony przez szkotów, wśród których się urodziłem, których zawsze przekładałem nad anglików!... O!... nędznicy.
— Najjaśniejszy Panie — odezwał się Athos — nie czas teraz narzekać, teraz chwila, ażeby pokazać, że jesteś królem i szlachcicem, śmiało!... Najjaśniejszy panie, śmiało!... bo masz tu przynajmniej trzech ludzi, którzy cię nie zdradzają, o to możesz być spokojny. O!... gdyby nas było pięciu!... — szepnął Athos, myśląc o d‘Artagnanie i Porthosie.
— Co pan mówisz?... — zapytał Karol, powstając.
— Powiadam, Najjaśniejszy Panie, że jest tylko jeden sposób. Lord de Winter odpowiada za swój pułk, a przynajmniej prawie ręczy, mniejsza o słowa; on staje na czele swych ludzi, my u boku Waszej Królewskiej Mości robimy wyłom w wojsku Cromwela i dostajemy się do Szkocji.
— Jest jeszcze inny sposób — rzekł Aramis — niech jeden z nas przebierze się w strój królewski i weźmie konia królewskiego. Gdy jego głównie ścigać będą, król może ujdzie niepostrzeżony.