Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/54

Ta strona została przepisana.

— Panie d‘Artagnan — odezwał się Mazarini, siadając i rozpierając się w fotelu — zawsze mi się wydawałeś dzielnym i uczciwym człowiekiem.
— Być może — pomyślał d‘Artagnan — ale do tej chwili już dawno mógłby był mi to powiedzieć; nie przeszkodziło mu to pokłonić się Mazariniemu aż do ziemi — w odpowiedzi na jego komplement.
— Otóż — mówił dalej Mazarini — nadeszła stosowna chwila, ażeby skorzystać z pańskiej zdolności i wartości.
Oczy oficera zalśniły blaskiem radości, która natychmiast jednak zgasła, gdyż nie wiedział, dokąd zmierza Mazarini.
— Rozkazuj, panie kardynale — wyrzekł — gotów jestem słuchać Waszej Eminencji.
— Panie d‘Artagnan!... — mówił dalej Mazarini — za poprzedniego panowania dokonałeś pan czynów pewnych...
— Wasza Eminencja zbyt dobry jest, że to pamięta... Rzeczywiście, miałem na wojnie dosyć powodzenia.
— Nie mówię o pańskich zasługach wojennych — odrzekł Mazarini — bo chociaż miały one pewien rozgłos, przewyższają je jeszcze inne.
D‘Artagnan udał zdziwionego.
— I cóż?... — podchwycił Mazarini — nie odpowiadasz pan wcale?
— Czekam — podjął d‘Artagnan — ażeby pan kardynał powiedział mi, o jakich to zasługach chce mówić.
— Mówię o przygodzie... E!... wie pan przecie, o czem chcę powiedzieć.
— Niestety!... nie, panie kardynale — odpowiedział d‘Artagnan zdumiony.
— Umiesz pan dochować sekretu, tem lepiej! Mówić chcę o przygodzie królowej, o zapinkach owych, o podróży, którą odbyłeś pan z trzema przyjaciółmi.
— Ho! ho!... — pomyślał gaskończyk — czy to zasadzka. Trzymajmy się bacznie.
I uzbroił twarz w zdumienie, jakiego pozazdrościłby mu Mandori lub Bellerose, najlepsi aktorzy w owej epoce.
— Bardzo dobrze! — odezwał się Mazarini z uśmiechem — brawo!... słusznie mi powiedziano, że jesteś pan człowiekiem, jakiego mi potrzeba... No... zobaczymy, cobyś pan dobrego zrobił dla mnie?...