Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/541

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVII
OLIVIER CROMWELL

— Idziecie, panowie, do generała?... — zapytał Mordaunt d‘Artagnana i Porthosa — wiecie, że was wezwał po bitwie.
— Naprzód musimy umieścić swych więźniów w bezpiecznem miejscu — odzekł d’Artagnan Mordauntowi. — Czy wiesz pan, że każdy z tych rycerzy wart jest tysiąc pięćset pistolów?...
— O!... bądźcie, panowie, spokojni — odparł, patrząc okiem, którego okrutne wejrzenie daremnie usiłował złagodzić — jazda moja będzie ich strzegła dobrze! ja za nich odpowiadam.
— Ja jeszcze lepiej sam będę ich pilnował — podchwycił d‘Artagnan — zresztą czegóż potrzeba?... dobrego pokoju ze strażą, lub tylko słowa od nich, że nie uciekną. Chcę naprzód to załatwić, a potem będziemy mieli zaszczyt stawić się przed generałem i zapytać go o zlecenia dla Jego Eminencji.
— Zamierzacie więc, panowie, prędko stąd odjechać?... — zapytał Mordaunt.
— Nasze zadanie już skończone, i nic nas nie zatrzymuje w Anglji, chyba dobra wola wielkiego człowieka, do którego zostaliśmy posłani.
Młodzieniec przygryzł sobie wargi i, nachyliwszy się do ucha sierżantowi, szepnął mu:
— Pójdziesz za tymi ludźmi, nie stracisz ich z oczu, a gdy się dowiesz, gdzie mieszkają, przyjdziesz do mnie, będę czekał przy bramie miejskiej.
Sierżant skinął na znak posłuszeństwa. Wtedy zamiast podążyć za jeńcami, których prowadzono do miasta, Mor-