— Tydzień wystarczy, ażeby to powetować. Tak, ale to co do pana, a gdzież są przyjaciele pańscy?...
— Nic o nich nie wiem, panie kardynale.
— Jakto?... nic pan nie wiesz?...
— Rozstaliśmy się bardzo dawno, bo wszyscy trzej porzucili służbę wojskową.
— Więc gdzie ich pan znajdziesz?...
— Wszędzie, gdzie będą, — to już moją, rzecz.
— Dobrze. A warunki pańskie?
— Pieniędzy, panie kardynale, tyle, ile potrzeba będzie na przedsięwzięcie nasze. Przypominam sobie aż nadto dobrze, ile razy byliśmy w kłopocie, z powodu braku pieniędzy; gdyby nie djament, który zmuszony byłem sprzedać, bylibyśmy stanęli w drodze.
— Do djabła!... pieniędzy i to wiele — odrzekł Mazarini — o!... jak się zaraz puszczasz, panie oficerze! Przecie pan wiesz dobrze, iż niema pieniędzy w skarbcu królewskim?
— To zrób pan, jak ja, panie kardynale; sprzedaj klejnoty korony; niech mi Wasza Ekscelencja wierzy, nie targujmy się; wielkie rzeczy przy małych środkach nie dadzą się dobrze robić.
— Ha! — wyrzekł Mazarini — postaramy się pana zadowolić.
— Richelieu — pomyślał d‘Artagnan — byłby mi już dał pięćset pistolów.
— Będziesz więc pan po mojej stronie?
— Tak, jeżeli przyjaciele moi zechcą.
— Ale w razie ich odmowy, będę mógł na pana liczyć?
— Ja sam nigdy nic dobrego nie zrobiłem — odrzekł d‘Artagnan, potrząsając głową.
— To poszukaj ich pan i znajdź.
— Cóż im powiedzieć, ażeby nakłonić ich do służenia Waszej Eminencji?
— Znasz pan ich lepiej ode mnie. Obiecasz im, stosownie do ich charakteru.
— Co im mam obiecać?
— Niechaj mi służą tak, jak służyli królowej, a wdzięczność moja będzie sowita.
— Cóż mamy robić?
— Wszystko, ponieważ, jak się zdaje, umiecie wszystko.
— Panie kardynale, gdy się ma zaufanie do ludzi i je-
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/56
Ta strona została przepisana.