Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/564

Ta strona została przepisana.

lić króla, będzie to piękne; jeżeli umrzemy za niego, będzie to wielkie... Jedyną naszą boleścią będzie umierać zdala od was.
— Co poczniecie tu w kraju obcym, nieprzyjacielskim?
— O! gdybyśmy was mieli, przyjaciele moi! Z tobą, d‘Artagnanie, z tobą, Portnosie, we czterech znów razem po raz pierwszy od lat dwudziestu, stawilibyśmy czoło nietylko Anglji, ale trzem nawet królestwom!
— A czyście obiecali też królowej — podchwycił d‘Artagnan z goryczą — że zburzycie więzienie londyńskie, zabijecie sto tysięcy żołnierzy, ze walczyć będziecie zwycięsko przeciw zyczeniu narodu i dążnościom człowieka, który nazywa się Olivierem Cromwell? Wyście go nie widzieli, Athosie i Aramisie! O! to genjusz, który mi wielce przypomniał tamtego wielkiego kardynała — wiecie, Richelieugo! Nie przesądzajcie więc swych obowiązków. W imię nieba! drogi mój Athosie, nie czyn bezużytecznych poświęceń. Kiedy na cię patrzę, doprawdy, zdaje mi się, ze widzę człowieka rozsądnego; kiedy mi opowiadasz, zdaje mi się, ze mam, do czynienia z warjatem. No, Porthosie przyłączcie się do mnie. Co myślisz o tej sprawie, powiedz szczerze?
— Nic dobrego — odpowiedział Porthos.
— No, — mówił dalej d‘Artagnan, zniecierpliwiony, że Athos, zamiast go słuchać, słuchał jakby głosu, w nim samym mówiącego — nigdy jeszcze nie pożałowaliście moich rad. Wierzaj mi zatem, Athosie, zadanie twoje już skończone i to skończone szlachetnie, powracaj z nami do Francji.
— Przyjacielu — odrzekł Athos, uśmiechając się — postanowienie nasze niewzruszone.
D‘Artagnan uderzył się po biodrze ze złością: podawał względy najbardziej przekonywające, jakie tylko mógł odnaleźć; ale na wszystkie te rozumowania Athos uśmiechał się spokojnie i słodko, a Aramis kiwał głową.
— A! — zawołał wreszcie d‘Artagnan rozżarty — kiedy tak chcesz, zostawmy nasze kości w tym hultajskim kraju, gdzie zawsze zimno, gdzie pogoda jest mgłą, mgła deszczem, a deszcz potopem; gdzie słońce podobne do księżyca a księżyc do kawałka sera śmietankowego... zresztą