Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/566

Ta strona została przepisana.

imię, które noszę, jak sądzę bez skazy, wierzę, że czuwa nad nami jakaś moc i mam nadzieję, że wszyscy czterej ujrzymy Francję.
— Oby tak było — odrzekł d‘Artagnan — ale ja mam przekonanie wprost przeciwne.
— Drogi d‘Artagnan — odezwał się Aramis — on reprezentuje pośród nas opozycję parlamentarną, która mówi zawsze nie, a robi zawsze tak.
— Tak, ale która tymczasem ocala ojczyznę — wtrącił Athos.
— Otóż kiedy wszystko już ułożone — odezwał się Porthos, zacierając ręce — możebyśmy pomyśleli o obiedzie? Zdaje mi się, że w najkrytyczniejszych okolicznościach w życiu zawsze jedliśmy obiad.
— A! tak, mów o obiedzie w kraju, gdzie raczą cię baraniną gotowaną, a piją tylko piwo. Tfu! po co u djabła ten kraj sobie wybrałeś, Athosie? Ale mniejsza; no, Porthosie, zobaczmy, jaki masz plan obiadu?
— Plan? Ja mam żołądek pusty, jeść mi się chce i tyle.
— Ale — zauważył d‘Artagnan — czyż nie mamy z sobą Mousquetona, który cię tak znakomicie żywił, Porthosie, w Chantilly?
— Rzeczywiście — odrzekł Porthos — mamy Mousquetona ale odkąd został intendentem, strasznie ociężał, ha, wezwijmy go!
I zawołał uprzedzająco:
— Hej!... Mousquetonie!...
Mouston zjawił się; minę miał wielce żałosną.
— Co ci jest, mój drogi panie Moustonie?... — spytał d‘Artagnan — czyżbyś był chory?...
— Panie!... jeść mi się bardzo chce.
— A to właśnie dlatego przywołaliśmy cię, mój drogi panie Moustonie. Czyżbyś nie mógł złapać za kołnierz kilku z tych królików miłych i tych ślicznych kuropatw, z których przyrządzałeś pieczyste i pasztety w hotelu... Dalibóg nie pamiętam, jak się nazywał. To zresztą wszystko jedno; i możebyś złapał na lasso kilka butelek wina burgundzkiego, które tak doskonale leczyło twego pana podczas choroby.
— Niestety!... proszę pana — odrzekł Mousqueton — boję się, czy to wszystko, czego pan ode mnie żąda, nie jest wielką rzadkością w tym strasznym kraju, i zdaje mi