Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/567

Ta strona została przepisana.

się, że lepiej byłoby gdybyśmy poprosili o gościnność gospodarza tego domku, który tam widać na końcu lasu.
— Ha!... to idźmy, mój przyjacielu, zaprosić się na obiad do gospodarza domku. Co o tem myślicie panowie?..
— A!... — odezwał się Aramis — jeżeli gospodarz jest purytaninem?...
— Tem lepiej, mordioux — odrzekł d‘Artagnan — jeżeli jest purytaninem, przywieziemy mu wiadomość o wzięciu króla, a on na cześć tej nowiny da nam białe kapłony.
— A jeżeli jest stronnikiem królewskim?... — wtrącił Porthos.
— W takim razie przybierzemy miny żałobne i oskubiemy jego czarne kury.
— Jakiś ty szczęśliwy — odezwał się Athos mimowoli uśmiechając się z konceptu niepowściągliwego gaskończyka — patrzysz na wszystko z humorem.
— Cóż chcesz?... — rzekł d‘Artagnan — pochodzę z tej dzielnicy kraju, gdzie chmurki niema na niebie. No, ale ruszajmy w drogę. — Hola, Grimaud, mój przyjacielu, czy widziałeś co?... — zapytał d‘Artagnan.
— Nic — odpowiedział Grimaud.
— A to bydło!... — odezwał się Porthos — nawet nas nie ścigają. O!... gdybyśmy my byli na ich miejscu!...
— A szkoda!... — rzekł d‘Artagnan — byłbym chętnie powiedział dwa słówka Mordauntowi w tej małej Tebaidzie. Widzicie, jakie to ładne miejsce, ażeby zwalić człowieka na ziemię!...
— Rzeczywiście — odezwał się Aramis — ja sądzę, moi panowie, że syn pod względem siły, nie może się równać matce.
— E!... drogi przyjacielu!... — odpowiedział Athos — poczekaj trochę, rozstaliśmy się z nim zaledwie przed dwiema godzinami, nie wie, w którym zdążamy kierunku, nie wie, gdzie jesteśmy. Powiemy, że nie dorównywa matce, dopiero wtedy, gdy nogę postawimy na ziemi francuskiej, jeżeli nas przedtem nie zabiją lub nie otrują.
— Tymczasem warto byłoby zjeść obiad — zauważył znów Porthos.
I czterej przyjaciele, poprzedzani przez Mousquetona, podążyli ku domkowi, prawie już wolni od troski, jak za dawnych czasów, bo znowu teraz byli wszyscy czterej razem i w zgodzie, jak oświadczył Athos.