Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/571

Ta strona została przepisana.

mauda, który mu przewiązał ranę. Grimaud, w usługach czterech przyjaciół, miał sposobność tyle razy skubać szarpie i robić okłady, że nabrał pewnej wprawy w chirurgji. Tymczasem zbiegowie odbywali naradę.
— Teraz — rzekł Aramis — wiemy, czego się mamy trzymać; to nie ulega już wątpliwości, że tędy przejeżdżał król i jego strażnicy; trzeba się udać w przeciwną stronę. Czy takie twoje zdanie, Athosie.
Athos namyślał się.
— Tak — wyrzekł Porthos — udajmy się w przeciwną stronę. Gdybyśmy jechali za eskortą, zastawalibyśmy po drodze wszystko pożarte i wreszcie umarlibyśmy z głodu Co za przeklęty kraj ta Anglja? pierwszy raz w życiu obejdę się bez obiadu. A dla mnie obiad jest najlepszą ucztą.
— Co myślisz, d‘Artagnanie.?... — spytał Athos — czy jesteś zdania Aramisa?
— Bynajmniej — odrzekł d‘Artagnan — ja jestem właśnie wprost przeciwnego zdania.
— Jakto! chcesz jechać za eskortą?... — zawołał Porthos przestraszony.
— Nie, ale odbywać podróż razem z nią.
Oczy Athosa zabłysły radością.
— Odbywać drogę razem z eskortą!... — wykrzykną? Aramis.
— Pozwól d‘Artagnanowi mówić, bo on ma zawsze dobre rady — rzekł Athos.
— Przyznacie niezawodnie — wyrzekł d‘Artagnan — że trzeba udać się tam, gdzie nas szukać nie będą. Otóż przedewszystkiem szukać nas nie będą między purytanami.
— Dobrze, przyjacielu, dobrze, wyśmienita rada!... — rzekł Athos — chciałem z nią wystąpić, aleś mnie uprzedził. Tak! Będą myśleć, że chcemy opuścić Anglję i szukać nas będą w portach; tymczasem my przybywamy do Londynu razem z królem, a gdy staniemy w Londynie, nikt już nas nie znajdzie, wśród miljona ludzi nie trudno się ukryć, nie licząc już tych szans, jakie nam daje taka podróż.
— Ale — odezwał się Aramis — czy nie wydamy się podejrzani pułkownikowi Harrissonowi?
— E! mordioux!... — wyrzekł d‘Artagnan — ja wła-