— Tak, ażeby uciekli! — rzekł d‘Artagnan — o! tego nie chcę.
— Więc tak panu na nich zależy?
— O! jeden z nich jest bogatym magnatem z Turenji. drugi kawalerem maltańskim z wysokiego rodu. Traktowaliśmy już o okup za każdego po 2.000 funtów szterlingów.
— O! o! — rzekł Grosslow.
— Pojmujesz więc pan teraz, co, mnie zmusza do odmówienia pańskiej grzeczności, którą tembardziej biorę do serca, że nic niema nudniejszego, jak grać z tą samą osobą; szanse równoważą się wiecznie i w końcu miesiąca człowiek ani nic nie wygrał, ani nic nie przegrał.
— O! — rzekł Grosslow z westchnieniem — jeszcze nudniej jest nie grać wcale.
— Pojmuję to dobrze — odparł d‘Artagnan.
— Ale — podchwycił anglik — czy ci wasi ludzie są niebezpieczni?
— Pod jakim względem?
— Czy zdolni są rzucić się?
D‘Artagnan wybuchnął śmiechem.
— O! Jezu! — zawołał — jeden z nich trzęsie się z febry, nie mogąc się przyzwyczaić do waszego pięknego kraju, drugi jest kawalerem maltańskim, lękliwy, jak panienka, zresztą dla pewności, zabraliśmy im nawet scyzoryki.
— No, to ich przyprowadźcie z sobą — rzekł Grosslow.
— Jakto, chciałbyś pan?... — — podchwycił d‘Artagnan.
— Tak, mam ośmiu ludzi.
— Więc?
— To czterech będzie pilnowało ich, a czterech pilnować będzie króla.
— Rzeczywiście — odrzekł d‘Artagnan — tak można zrobić, chociaż wiellki będzie z tem dla pana kłopot.
— E! przyjdźcie, panowie, tylko, a zobaczycie, jak wszystko urządzę.
— O! ja się o to nie boję — odrzekł d‘Artagnan — z takim człowiekiem, jak pan, gotów jestem iść wszędzie z zamkniętemi oczyma.
To pochlebstwo wywołało wielkie zadowolenie.
— Ale! — odezwał się d‘Artagnan — myślę nad tem, co nam przeszkadza zacząć tego wieczora?
— Co takiego?
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/580
Ta strona została przepisana.