D‘Artagnan przystąpił doń i szepnął mu do ucha pocichu.
— Rzeczywiście pan du Vallon i ja wahaliśmy się już przez chwile.
— Dlaczego?... — zapytał Grosslow.
D‘Artagnan wskazał mu oczyma Athosa i Aramisa.
— O! o!... — rzekł Grosslow — z powodu przekonań? Mniejsza o to! I owszem — dodał ze śmiechem — jeżeli chcą zobaczyć swego Stuarta, to go zobaczą.
— Czyż przepędzimy noc w pokoju króla?... — zapytał d‘Artagnan.
— Nie, ale w sąsiednim pokoju, a ponieważ drzwi będą otwarte, to będzie tak samo, jak gdybyśmy byli razem z nim. Macie, panowie, przy sobie pieniądze? Z góry wam zapowiadam, że ja dziś będę piekielnie grał.
— Słyszysz pan?... — odrzekł d‘Artagnan, potrząsając złotem w kieszeni.
— „Very god“!... — rzekł Grosslow. I otworzył drzwi od pokoju.
— Chcę wam pokazać drogę, panowie — rzekł i wszedł pierwszy.
D‘Artagnan zwrócił się ku przyjaciołom. Porthos był spokojny, jak gdyby szło o zwyczajną grę. Athos był blady, ale stanowczy, Aramis ocierał, pot z czoła, lekko zroszonego.
Ośmiu strażników było na swych miejscach: czterech w pokoju królewskim, dwóch przy drzwiach łączących i dwóch przy drzwiach, któremi weszli nasi przyjaciele. Na widok obnażonych szpad żołnierskich, Athos się uśmiechnął, miała to więc być walka, a nie rzeź. Od tej chwili powrócił mu dobry humor.
Karol, którego można było widzieć przez uchylone drzwi, leżał na łóżku zupełnie ubrany, narzuciwszy tylko na siebie wełnianą kołdrę. Przy łóżku jego siedział Parry, czytając pocichu (a jednak dość głośno, ażeby go usłyszał Karol z zamkniętemi oczyma), jakiś ustęp z biblji katolickiej.
Świeca z ordynarnego łoju, stojąca na czarnym stole, oświetlała zrezygnowaną twarz króla i o wiele mniej spokojną twarz jego wiernego sługi. Parry od czasu do czasu przestawał czytać, przypuszczając, że król na dobre za-
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/587
Ta strona została przepisana.