Nazajutrz liczna straż poprowadziła Karola I-go przed sąd wyższego trybunału.
Tłumy zalewały ulice i domy, sąsiadujące z pałacem; z tego powodu czterej przyjaciele, uszedłszy kilka kroków zaledwie, spotkali zaporę prawie niemożebną do przebycia, jaką stanowiły te żywe mury; kilku mężczyzn z ludu, barczystych i zuchwałych, tak grubiańsko odepchnęli Aramisa, że Porthos, podniósłszy pięść swoją, potężną, opuścił ją na zamączone oblicze piekarza, które natychmiast zmieniło barwę właściwą, pokrywając się krwią, jak rozdeptane dojrzałe winne grono.
Zajście to wywołało wielkie wzburzenie, znalazło się trzech takich, co chcieli się na Porthosa rzucić, lecz jednego odepchnął Athos, d‘Artagnan drugiego, z trzeciego Porthos jak piłkę przerzucił sobie przez głowę. Kilku anglików, amatorów walki na pięści, oceniwszy szybkość i łatwość W wykonaniu obrotu, sypnęło oklaski.
Cały Londyn tłoczył się na trybuny; kiedy więc czterej przyjaciele docisnęli się do jednej z nich, zastali już trzy pierwsze ławki zajęte.
Było to pół biedy dla ludzi, którym głównie o to chodziło, aby ich nie poznano; zajęli więc miejsca, zadowoleni bardzo, z wyjątkiem Porthosa, który żałował, iż nie zasiądzie w pierwszych rzędach dla pokazania swego czerwonego; kaftana i zielonych spodni.
Ławki ustawione były amfiteatralnie tak, że czterej przyjaciele górowali nad całem zgromadzeniem. Przypadek zrządził, iż zajęli trybunę środkową i tym sposobem
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/599
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXV
PROCES