z wybawcami swemi w jednym z przedziałów rusztowania, osłoniętych szczelnie czarną draperją, narzuciłby na siebie także ubranie robotnika przygotowane tam już dla niego, i bez żadnej przeszkody ani strachu, zszedł na dół wraz z czterema swemi towarzyszami.
Straże, ujrzawszy robotników pracujących przy rusztowaniu do chwili ostatniej, przepuściłyby ich bez podejrzenia.
Athos tedy zdzierał swoje piękne, białe ręce przy podnoszeniu kamieni, które Porthos wyważał z posady.
Przy pierwszym brzasku poranka otwór był skończony.
Athos wszedł tam, zabrawszy ubranie przeznaczone dla króla, owinięte w skrawki czarnej kitajki. Porthos podał mu drąg żelazny; a d‘Artagnan przygwoździł, jako ozdobę zbytkowną, firankę zewnętrzną, z kitajki, poza którą otwór z tem, co wewnątrz zawierał, stał się niewidoczny.
Dwóch godzin tylko trzeba było na to, by Athos mógł skomunikować się z królem; a, według przewidywań czterech przyjaciół, cały dzień mieli przed sobą, skoro w braku miejscowego kata wypadnie posłać po innego aż do Bristolu.
D‘Artagnan powrócił do siebie dla przebrania się w tabaczkowe ubranie, a Porthos w swój kaftan czerwony; Aramis zaś udał się do Juxona, by przedostać się z nim, jeżeli to będzie możebnem, do uwięzionego króla.
Wszyscy trzej naznaczyli sobie na południe schadzkę na placu White-Hall, aby zobaczyć, co się tam dziać będzie.
Przed odejściem z rusztowania, Aramis zbliżył się do otworu, gdzie był ukryty Athos, by mu oznajmić, iż postara się zobaczyć z królem.
Athos objął szyję Aramisa i serdecznie go ucałował.
— To dla ciebie — rzekł. — A teraz, jeżeli umrę, powiedz d’Artagnanowi, że kocham go, jak własne dziecię, i uściskaj go ode mnie. A także naszego zacnego i dzielnego Porthosa. Żegnaj.
— Żegnaj — powtórzył Aramis. — Jestem teraz tak pewny, że król będzie ocalony, jak przekonany jestem, iż trzymam w uścisku najuczciwszą w świecie rękę.
Rozstawszy się z Athosem, Aramis zszedł z rusztowania i powrócił do zajazdu, pogwizdując nutę jednej z piosenek utworzonych na cześć Cromwella.
Aramis zdał sprawę z tego, co należało; d‘Artagnan potakiwał głową a Porthos głosem.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/620
Ta strona została przepisana.