Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/626

Ta strona została przepisana.

Naraz na placu uderzono w bębny głucho i żałobnie; odgłos ciężkich kroków rozległ się nad głową Athosa.
Rzucił na plac ostatniem spojrzeniem, a postawa zgromadzanych widzów odkryła mu to, czego resztki nadziei pozostałe na dnie serca odgadnąć nie dozwalały.
Szmery ucichły dokoła. Wszystkie oczy utkwione były w okna White-Hallu; usta na wpół otwarte i oddech powstrzymany oznajmiały oczekiwanie jakiegoś strasznego widoku.
— Panie pułkowniku, życzę sobie przemówić do ludu.
Athos zadrżał na całem ciele: to król na rusztowaniu mówił.
Rzeczywiście, przełknąwszy kilka kropel wina i przełamawszy chleba kawałek, Karol, znużony oczekiwaniem śmierci, zdecydował się nagle pójść na jej spotkanie i dał znak do pochodu.
Wtedy rozwarły się podwoje okna, wychodzącego na plac, z głębi obszernego pokoju ukazał się ludowi postępujący w milczeniu npjpierw mężczyzna zamaskowany, w którym po toporze trzymanym w ręce poznano kata. Mężczyzna ten podszedł do pnia i złożył na nim topór.
Za tym mężczyzną, bladym zapewne, lecz idącym krokiem spokojnym i stanowczym, szedł Karol Stuart pomiędzy dwoma księżmi, a za nim kilku oficerów wyższego stopnia, upełnomocnionych do prezydowania podczas egzekucji, a za nimi eskorta dwóch szeregów halabardników, którzy uszykowali się po dwóch stronach szafotu. Widok zamaskowanego mężczyzny wywołał przeciągły okrzyk.
Każdego paliła ciekawość dowiedzenia się kto był tym katem nieznanym, lecz nic więcej nie można było widzieć, prócz tego, że był nim człowiek wzrostu średniego, czarno ubrany, i zdający się być nie pierwszej młodości, gdyż z pod majski zakrywającej mu całą twarz, spływała siwiejąca broda.
Lecz na widok króla pełnego spokoju, szlachetności i dostojeństwa, taka cisza powróciła na nowo, że każdy mógł słyszeć wyjawione przez niego życzenie przemówienia do ludu.
Ten, do którego żądanie to było zwrócone, odpowiedział widocznie znakiem potwierdzającym, król przemówił gło-