Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/628

Ta strona została przepisana.

Król dwoma rękami rozdzielił włosy, a spojrzawszy na pień:
— Ten pień jest za niski, — rzekł, czy wyższy by się nie znalazł?
— Jest to pień zwyczajny, — odparł człowiek w masce.
— Czy pewny jesteś, że zetniesz mi głowę za jednym zamachem?
— Spodziewam się, — odparł wykonawca.
Tak dziwna intonacja była tych dwóch słów: Spodziewam się, że wszystkich, z wyjątkiem króla, dreszcze przeszyły.
— To dobrze, a teraz, kacie posłuchaj. Nie chcę, byś mnie znienacka zachodził — mówił Karol. Uklęknę, by się pomodlić, wtedy nie uderzaj jeszcze.
— A kiedy? — zapytał zamaskowany.
— Gdy głowę położę na pniu i wzniosę rękę do góry mówiąc: Remember, tnij wtedy śmiało.
Zamaskowany skłonił się lekko.
— Nadeszła już chwila, by świat ten porzucić, — przemówił król do otaczających. — Panowie, zostawiam was wśród zawieruchy, i udaję się do ojczyzny, która nie zna, co to burze. Żegnajcie.
Spojrzał nakoniec na Aramisa i pożegnał go wyłącznem skinieniem głowy.
— A teraz, odstąpcie, i pozwólcie mi, proszę, pomodlić się cicho. I ty odstąp także, — rzekł do zamaskowanego; — chwilkę tylko... wiem, że do ciebie należę; ale, pamiętaj — na moje hasło.
To powiedziawszy Karol ukląkł, przeżegnał się, zbliżył usta do desek, jakby chciał pomost ucałować; następnie, wsparłszy się jedną ręką na podłodze, a drugą na pniu:
— Hrabio de La Fére, — odezwał się po francusku, czy jesteś tam i czy mogę mówić?
Głos ten jak zimnem żelazem przeszył serce Athosa.
— Tak, Wasza Królewska Mość, — odparł ze drżeniem.
— Przyjacielu wierny, serce szlachetne, — mówił król, nie mogłem być ocalanym, tak być powinno widocznie. A teraz, pawiem ci, choćbym miał świętokradztwo popełnić: Tak, przemawiałem do ludzi, potem do Boga, a teraz do ciebie ostatniego przemawiam. Dla podtrzymania sprawy, którą miałem za świętą, utraciłem tron ojców moich