Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/633

Ta strona została przepisana.

— Mousqueton!.. — zawołał.
— Panie?... — odpowiedział głos, zdający się wychodzić z głębokości ziemi.
— Uwolnij twego więźnia — rzekł d‘Artagnan — już po wszystkiem.
— Lecz cóż to za nędznik, co podniósł rękę na króla?... — mówił Athos.
— Jakiś kat z upodobania, który zresztą wprawnie włada toporem, wtrącił Aramis.
— Czy nie widziałeś jego twarzy?... — zapytał Athos.
— Był w masce — rzekł d‘Artagnan.
— A ty, Aramisie, który blisko niego byłeś?...
— Widziałem tylko brodę siwiejącą, co wyglądała z pod maski.
— Oh!... to nie ma żadnego znaczenia — odezwał się d‘Artagnan. — Nakładając maskę, można i brodę przyprawić.
— Żałuję, że nie poszedłem w ślad za nim — rzekł Porthos.
— Otóż, drogi Porthosie — ciągnął dalej d‘Artagnan — mnie to właśnie przyszło do głowy.
Teraz dopiero wszystko zrozumiał Athos; powstał z krzesła.
— Przebacz mi, przyjacielu.
— Zobaczymy to zaraz — rzekł d‘Artagnan.
— A zatem — podchwycił Aramis.
— A zatem — ciągnął d‘Artagnan — podczas gdy przypatrywałem się zamaskowanemu katowi, przyszło mi do głowy, jak mówiłem, dowiedzieć się, kto taki nim był. Potrzebowałem jednak pomocy. Nagle ujrzałem z prawej strony głowę dobrze nadrąbaną, która jako taka załatana była czarną materją. Do licha!... myślę sobie, zdaje mi się, że to ścieg mojej roboty, i że to ja gdzieś tę czaszkę zszywałem. Rzeczywiście, to był ów nieszczęśliwy szkot, brat Parry‘ego, może go sobie przypominacie.
— Doskonale pamiętam — odezwał się Porthos — posiadacz czarnych kur.
— Nie mylisz się, on sam; mówił coś na migi z kimś, co stał po lewej stronie; oglądam się, i poznaję zacnego Grimauda, jak ja pożerającego oczami zamaskowanego kata.
— O!... — oderwałem się do niego, wiedząc, iż ta sy-