Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/634

Ta strona została przepisana.

laba jest skróceniem, którego pan hrabia używa w dniach, kiedy przemawia do niego; zrozumiał Grimaud, że to jego wołają; obrócił się jak na sprężynie; poznał minie także; wtedy wskazując palcem zamaskowanego:
— Hę?... — bąknął. Co miało znaczyć: Widziałeś pan?...
— Do licha!... — odrzekłem.
Porozumieliśmy się wyśmienicie. Spojrzałem na szkota; oczy jego także dużo mówiły. Gdy tłumy się rozpierzchły, usunąłem się w kąt placu z Grimaudem i Szkotem, któremu dałem znak, aby przy nas pozostał, obserwowałem kata, który wróciwszy do pokoju, zmieniał ubranie; to co miał na sobie, z pewnością krwią było zbryzgane.
Poczem włożył kapelusz czarny ma głowę, osłonił się płaszczem i zniknął. Domyśliłem się, że wyjdzie i pędem pobiegłem do bramy. I istotnie, w pięć minut potem ujrzeliśmy, jak schodził ze schodów.
— Poszliście za nim?... — wykrzyknął Athos.
— Parbleu!... — zaklął d‘Artagnan — nie tak to łatwo poszło, jak myślisz. Oglądał się co chwila; wtedy zmuszeni byliśmy kryć się lub udawać obojętność. Nareszcie, po dwugodzinnym pochodzie najbardziej krętemi ulicami City, stanął przed małym odosobnionym domkiem, w którym najmniejszy choćby szmer, lub światełko nie zdradzały obecności człowieka.
Grimaud wydobył pistolet ze swoich szerokich szarawarów.
— Hę!... — bąknął, pokazując go.
— Nie trzeba — rzekłem. — I przytrzymałem mu rękę.
Ten, któregośmy śledzili, obejrzał się raz jeszcze, lecz nas nie dostrzegł, sądził, że jest sam; dosłyszałem zgrzyt klucza obracającego się w zamku; drzwi otworzyły się i zamknęły za nim.
— Nędznik!... — odezwał się Aramis — podczas kiedyś tu powracał, on uszedł z pewnością, i nie znajdziemy go więcej.
— Słuchaj no, Aramisie, za kogo mnie bierzesz?...
— A jednak, w nieobecności twojej... — rzekł Athos.
Wszak mówiłem, że było nas trzech. Jak tylko wszedł do wnętrza, zbadałem dom dokoła. Przy drzwiach, któremi wszedł, postawiłem szkota, pokazując mu na migi, że