— Nie, ale zobaczymy — odrzekł d‘Artagnan, ukazując Grimauda, który czepiając się chropowatości muru, wspiął się już na kilka stóp od ziemi.
Zebrali się wszyscy trzej. Grimaud wypinał się dalej ze zręcznością kota; wreszcie doszedł do celu.
Przyłożył oko do szpary w okiennicy.
— A oo?... — zapytał d‘Artagnan.
Gimaud ukazał rękę z dwoma tylko wystawionemi palcami.
— Mów — rzekł Athos — znaków twoich nie widać.
— Dwóch — przemówił Grimaud — jeden przodem do mnie, a drugi plecami odwrócony.
— Dobrze. A kto jest ten co twarzą do ciebie stoi?...
— Człowiek; którego widziałem gdy wchodził.
— Znasz go?...
— Zdawało mi się, że znam i nie omyliłem się: gruby i krótki...
— Kto to jest?... — zapytali po cichu czterej przyjaciele razem.
— Generał Olivier Cromwell.
Spojrzeli po sobie.
— A drugi?... — zapytał Athos.
— Chudy i wysmukły.
— To kat — powiedzieli razem d‘Artagnan i Aramis.
— Ah!... I Grimaud, jak gdyby ugodzony w samo serce, rzucił się w tył, wydając głuchy jęk. Porthos pochwycił go w ramiona.
— Widziałeś go?... — zapytali wszyscy razem.
— Tak — odparł Grimaud z najeżonemi z przerażenia włosami.
— Kata?
— Tak..
— Któż nim jest?...
— On!... on!... — bełkotał Grimaud, jak trup blady i drżąc cały chwycił pana swego za rękę.
— Co za on?... — zagadnął Athos.
— Mordaunt!... — wyszeptał Grimaud.
D‘Artagnan, Aramis i Porthos wydali okrzyk radości.
Athos cofnął się w tył i ręką przesunął po czole.
— Przeznaczenie!... — wyszeptał.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/637
Ta strona została przepisana.