Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/640

Ta strona została przepisana.

w Mordaunta, a na tego ostatniego uczynić wzrok swój nieprzeniknionym.
Po kilku sekundach badania, odwrócił oczy z wyrazem obojętności.
— Widocznie, — odezwał się Cromwell, — zaimprowizowany kat spełnił zadanie swoje doskonale. Według doniesień moich, cięcie po mistrzowsku było wykonane.
Przypomniał sobie Mordaunt słowa Cromwella, jakoby nie znał żadnych szczegółów, a teraz przekonany był, że generał był przytomny egzekucji, ukryty gdzieś za firanką.
— Rzeczywiście, — odparł Mordaunt głosem pewnym i z niewzruszonym wyrazem twarzy, — jedno cięcie wystarczyło.
— Może to jest jego rzemiosłem, — zauważył Cromwell.
— Tak myślisz, panie?
— Czemużby nie?
— Człowiek ten nie wyglądał na kata.
— A któż inny jak nie kat, — zapytał Cromwell, — chciałby się podjąć tego wstrętnego rzemiosła?
— Lecz, — mówił Mordaunt, może to jaki wróg osobisty króla Karola, który poprzysiągł zemstę i ślub ten wykonał.
— Być może, — rzekł Cromwell.
— A gdyby tak było istotnie, — pytał Mordaunt, — czy Wasza Dostojność potępiłby jego czyn?
— Sąd o tem nie do mnie należy, — rzekł Cromwell. To sprawa między nim a Bogiem.
— Lecz gdyby Wasza Dostojność znał tego szlachcica?
— Nie znam go, i znać nie chcę, mój panie. Co mnie obchodzić może, czy to ten, czy ów? Odkąd Karol został skazany nie człowiek żaden a topór uciął mu głowę.
— Jednakże gdyby nie człowiek ten, król zostałby ocalony.
Cromwell się uśmiechnął.
— Zapewne, tak mówiłeś przynajmniej, wykraść go miano. Uprowadzonoby go do Greemwich. Stamtąd odpłynąłby statkiem wraz z czterema swoimi wybawcami. Ale na statku było czterech moich ludzi i pięć baryłek prochu, będącego własnością narodu. Wypłynąwszy na morze, czterej ci ludzie przesiadają się do szalupy, a na to,