Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/642

Ta strona została przepisana.

Cromwell wstał z miejsca i wziął swój płaszcz.
— Odchodzisz, panie? — zapytał Mordaunt.
— Tak, — odpowiedział, — nocowałem tu wczoraj i onegdaj, a wiesz przecie, iż nie mam zwyczaju sypiać trzy noce z rzędu na jednem i tem samem łóżku.
— A zatem, Wasza Dostojność udziela mi swobody na całą noc dzisiejszą?
— A nawet, i na dzień jutrzejszy, jeżeli tego potrzeba, — rzekł Cromwell. Od wczorajszego wieczoru, — z uśmiechem dodał, — dość byłeś czynny na usługach moich, skoro masz zatem do załatwienia swoje własne sprawy, udzielam ci na to czasu.
— Dzięki ci, panie; mam nadzieję, iż dobrze użytym zostanie.
Cromwell skinął mu głową; potem, zawróciwszy:
— Czy jesteś uzbrojony? — zapytał.
— Mam szpadę, — rzekł Mordaunt.
— I nikogo, coby czekał na ciebie za drzwiami?
— Nikogo.
— Powinieneś tedy pójść zemną, Mordauncie.
— Dziękuję ci, panie, kręta droga w podziemiu, którą przebywać jesteś zmuszony, za wiele czasuby mi zabrała, a według tego, coś mi powiedział, może straciłem go już za wiele. Wyjdę drugiemi drzwiami.
— Idź zatem, — rzekł Cromwell.
I dotknąwszy ręką ukrytego guzika, otworzył drzwi, tak dobrze ukryte w obiciu ściany, że najbystrzejsze oko, nie byłoby wstanie dostrzedz ich śladu.
Drzwi te, obracające się na stalowej sprężynie, zamknęły się same.
Wyjście przechodziło pod opustoszałą ulicą, kończąc się otworem w głębi groty w ogrodzie innego znowu domku, o sto kroków położonego od tego, który przed chwilą opuścił przyszły protektor Anglji.
Podczas tej ostatniej sceny właśnie, Grimaud, przez niedokładnie zapuszczaną firankę, dojrzał tych dwóch mężczyzn i poznał w nich następnie Cromwella i Mordaunta.
Znane nam jest wrażenie, jakie wiadomość ta wywarła na czterech przyjaciołach.
Najpierwszy d‘Artagnan odzyskał w pełni władze myślenia.