Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/643

Ta strona została przepisana.

— Mordaunt! — rzekł; ah! litościwe nieba! sam Bóg nam go zsyła.
— Tak, — odezwał się Porthos, — wysadźmy drzwi i wpadnijmy na niego.
— Przeciwnie, — mówił d‘Artagnan — nic nie wysadzajmy, nie róbmy hałasu, bo hałas sprowadza ludzi.
— Hola! Grimaud, chodź tutaj, i staraj się krzepko trzymać na nogach.
Griimaud nadbiegi. Przyjście do zmysłów wróciło mu energję i wściekłość, lecz panował nad sobą.
— Dobrze, — mówił dalej d‘Artagnan. — A teraz, wdrap się tam znowu, i powiedz nam, czy Mordaunt w towarzystwie jest jeszcze, czy do wyjścia, czy też do snu się gotuje.
Grimaud w. milczeniu począł wspinać się do okna.
— Athos, Aramis, strzeżcie drugiego wyjścia; my z Porthosam tu zostaniemy.
Dwaj przyjaciele spełnili rozkaz.
— I cóż, Grimaud? — pytał d‘Artagnan.
— Sam.
— Jesteś tego pewny?
— Tak.
— Co robi ten?
— Okrywa się płaszczem i nakłada rękawiczki.
— Baczność! — szeptem zakomenderował d‘Artagnan.
— Cicho! — szepnął Grimaud; — gotuje się teraz do wyjścia. Idzie do lampy. Zdmuchnął ją. Już nic nie widzę.
— Idź ostrzedz Athosa i Aramisa, niech staną po dwóch stronach drzwi, jak my z Porthosem zrobimy; na znak, że go mają, niech w dłonie uderzą, jeżeli nam wpadnie w ręce, to samo hasło oni usłyszą.
Grimaud pospieszył z rozkazem.
— Porthos, Porthos, — przemówił d‘Artagnan, — zbierz do kupy swoje szerokie ramiona, drogi przyjacielu; trzeba, by wyszedł nic niedostrzegłszy.
— Byle tylko tędy!
— Cicho! — rzekł d‘Artagnan.
Porthos przyparł się do muru, tak że sądzić by można, iż dziurę w nim sobą przewiercił; d‘Artagnan zrobił to samo. Naraz rozległy się na schodach głośne kroki Mordaunta. Uchylił się lufcik nieznaczny, skrzypiący na zawiasach. Mordaunt wyjrzał, i, dzięki ostrożnościom przed-