Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/649

Ta strona została przepisana.

swoim ładniutkiem pisemkiem, którem do Marji Michon pisałeś, aby ją ostrzedz, że matka tego oto pana, zamierza kazać zamordować lorda Buckinghama.
I tę nową napaść zniósł Mordaunt, brwi nie zmarszczywszy.
Aramis zbliżył się do biurka Cromwella, udarł trzy kawałki papieru równej wielkości, na pierwszym z nich napisał swoje imię, a na dwóch pozostałych imiona swoich towarzyszy, niezłożone pokazał Mordauntowi, który nie przeczytawszy, skinął głową, jakby chcąc powiedzieć, że w tym względzie zdaje się na nich zupełnie; zwinąwszy je następnie włożył do kapelusza i podał młodzieńcowi. Ten jeden ze zwitków wyciągnął i, nie czytając, rzucił na stół z pogardą. Aramis rozwinął papier, lecz pomimo spokoju i obojętności jaką udawał, czuć było w jego głosie drżenie żądzy i nienawiści.
— D‘Artagnan!... przeczytał.
D‘Artagnan wydał okrzyk radości.
— A!... — zawołał — węic jest sprawiedliwość w niebie!
I zwracając się do Mordaunta:
— Mam nadzieję, panie — rzekł — że nic nie masz przeciwko temu?
— Najzupełniej, panie — odparł Mordaunt dobywając szpady i oparłszy ją na bucie.
Z chwilą jak d‘Artagnan nabrał pewności, że pragnienie jego zostało spełnione i że przedmiot jego nienawiści z rąk mu się nie wyślizgnie, odzyskał spokój i pewność siebie i opieszałość sobie właściwą w przygotowaniach do tej ważnej sprawy, zwanej pojedynkiem. Odwinął starannie mankiety, podeszwą prawej nogi potarł o posadzkę, co nie przeszkodziło mu jednak poraź wtóry zauważyć, że Mordaunt dziwnym wzrokiem rzucał w około siebie.
— Czy gotowy jesteś, panie?... — zapytał nakoniec.
— To ja czekam na pana — odpowiedział Mordaunt podniósłszy głowę i patrząc na d‘Artagnana wzrokiem, którego wyrazu niepodobna byłoby opisać.
— A zatem, strzeż się, mój panie — rzekł gaskończyk — bo szpadą władam niezgorzej.
— Ja także — odparł Morda’int.
— Tem lepiej; uspokaja to moje sumienie. Baczność!
— Chwilę — rzekł młodzieniec: zobowiążcie się sło-