Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/650

Ta strona została przepisana.

wem, panowie, że nie będziecie nacierać na mnie razem, tylko jeden po drugim.
— Żądasz tego dla przyjemności znieważenia nas chyba, ty wężu!... — odezwał się Porthos.
— Nie... tylko dla spokoju sumienia, jak mówił ten pan przed chwilą.
— Musi to być dla czegoś innego — mruknął d‘Artagnan z przeczącym ruchem głowy, obejrzawszy się z pewnym niepokojem dokoła siebie.
— Słowo szlacheckie!... — razem wymówili Aramis i Porthos.
— W takim razie, panowie — rzekł Mordaunt — usuńcie się na stronę, jak to pan hrabia de la Fére uczynił.
— Niech i tak będzie — rzekł Aramis.
— Co tu zachodów!... — odezwał się Porthos.
— Usuńcie się, panowie — przemówił d‘Artagnan: nie należy dać temu panu najmniejszego pretekstu do wybiegu, na co, z przeproszeniem, wydaje mi się mieć wielką ochotę.
Ostre szyderstwo to, stępiło się na kamiennem obliczu Mordaunta.
Porthos i Aramis stanęli w rogu przeciwległym temu, jaki zajmował Athos, tak że dwaj przeciwnicy zajęli środek pokoju, czyli że znajdowali się w pełnem świetle dwóch lamp stojących na biurku Cromwella.
Rozumie się, że światło słabło w miarę oddania się od punktu, z którego rzucało promienie.
— Dalejże, mój panie — odezwał się d‘Artagnan — czyś gotów nareszcie?
— Służę — rzekł Mordaunt.
Obaj postąpili krok naprzód i jednym ruchem skrzyżowali szpady. Zbyt wytrawnym graczem był d‘Artagnan, aby się bawić, jak to mówią, w próbowanie sił przeciwnika.
Wykonał świetny i krótki zwodzony cios. Cios został odparty przez Mordaunta.
— A! a.... — wykrzyknął d‘Artagnan z uśmiechem zadowolenia.
I nie tracąc czasu skorzystał z chwili, w której Mordaunt się odsłonił, i z błyskawiczną szybkością wymierzył szalone pchnięcie.
Mordaunt sparował cios kwartą tak drobną, że mógłby