— A jak go zabili?
— Byłby choć krzyknął.
— Wiesz przecie, że on prawie niemy.
— Słyszelibyśmy chociaż, jak go zabijali.
— A jak nie powróci?
— Oto jest...
Właśnie w tej chwili Grimaud odgarnął płaszcz, zasłaniający otwór, i ukazał się blady, z oczami w słup przewróconemi.
W ręku trzymał dzban pełny jakiejś substancji nieznanej, zbliżył go pomału do światła i szepnął tylko: Oh! z takim strasznym wyrazem przerażenia, że Mousqueton przewrócił się ze strachu, a Blaisois o mało nie zemdlał.
Pomimo to, obaj zajrzeli ciekawie do dzbana: dzban napełniony był prochem!
Jak tylko Grimaud przekonał się, że statek zamiast winem naładowany jest prochem, skoczył na schody, i jednym susem znalazł się przy pokoju, gdzie zasypiali nasi muszkieterowie. Pchnął lekko drzwi, a te otwierając się, obudziły natychmiast d‘Artagnana, leżącego pod niemi.
Zaledwie d‘Artagnan ujrzał zmienioną twarz Grimauda, zrozumiał, iż przytrafiło się coś nadzwyczajnego, i chciał zawołać na towarzyszy.
Grimaud szybkim ruchem, położył palec na ustach, oraz dmuchnął na lampkę stojącą o trzy kroki.
D‘Artagan uniósł się na łokciu, Grimaud zaś ukląkł na jedno kolano, i z szyją wyciągniętą, drżący cały, jął opowiadać do ucha, co widział i słyszał.
Przez ten czas Athos, Porthos i Aramis spali jak ludzie, którzy od ośmiu dni oka nie zmrużyli; pod pomostem Mousqueton przez ostrożność pakował manatki, a Blaisois, z włosami powstałemi na głowie, próbował to samo.
Oto co się stało.
Zaledwie Grimaud zniknął w otworze i znalazł się w piwnicy z winem, rozpoczął zaraz poszukiwania beczułek. Uderzył w jednę: pusta. Poszedł do drugiej, także pusta, trzecia dopiero, na której powtórzył kilka razy doświadczenie, okazała się pełną.
Został więc przy tej i poszukiwał miejsca stosownego, gdzieby najlepiej zapuścić świderek. Macając dokoła ręką, natrafił na kran.
— Dobrze — pomyślał — obejdzie się bez świdrowania
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/671
Ta strona została przepisana.