Podstawił dzbanek, odkręcił kran, i czuł że zawartość powoli cieknie w podstawione naczynie.
Nagle usłyszał sygnał Mousquetona. Domyślił się, że pewno ront nocny nadchodzi, osunął się na ziemię i ukrył pomiędzy dwie beczki. Rzeczywiście, za chwilę drzwi się otworzyły i weszło dwóch mężczyzn otulonych w płaszcze.
Jeden z nich niósł latarnię szczelnie zamkniętą, a tak wysoką, by płomień świecy nie dostawał do wierzchu. W dodatku, szyby osłonięte były białym papierem, przyciemniającym blask i absorbującym gorąco.
Był to Grosslow. Drugi trzymał w ręku, coś długiego i miękkiego, zwiniętego, jak sznurek białawy. Twarz mu zasłaniał kapelusz o szerokich skrzydłach.
Przyszedłszy do beczki, za którą siedział Grimaud, dwaj mężczyźni stanęli.
— Czy masz lont? — zapytał ten, który niósł latarnię.
— Oto jest, — odpowiedział drugi.
Na dźwięk głosu tego ostatniego, Grimaud zadrżał i poczuł zimno przejmujące do szpiku kości. Wyjrzał z za beczki, i pod szerokiemi skrzydłami kapelusza poznał bladą twarz Mordaunta.
— Jak długo tlić się może ten lont? — zapytał tenże.
— Około pięciu minut, — odpowiedział patron.
Ten głos nie obcym był także Grimaudowi, spojrzał na mówiącego: był to Grosslow.
— Uprzedzisz zatem twoich ludzi, — rzekł Mordaunt, niech będą w pogotowiu, nie mów im jednak do czego. Szalupa jest poza statkiem?
— Idzie za nim, jak pies za swoim panem, uwiązana na linie konopnej.
— Gdy zegar wskaże kwadrans po północy, weźmiesz załogę i cicho, bez hałasu, zejdziecie do szalupy.
— Po zapaleniu lontu?...
— To do mnie należy, Chcę być pewnym mojej zemsty. Wiosła są w łodzi?
— Wszystko gotowe.
Mordaunt ukląkł i przymocował lont do krana w beczce, aby już tylko ogień założyć z przeciwnego końca.
Po dokonaniu tej czynności, wyjął zegarek.
— Słuchaj dobrze, kwadrans po północy — rzekł wstając — to jest... za dwadzieścia minut.
Grimaud słyszał wszystko, choć może niekoniecznie ro-
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/672
Ta strona została przepisana.