Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/673

Ta strona została przepisana.

zumiał, wzrok mu dopomógł, gdzie nie pojął języka. Widział i poznał dwóch śmiertelnych wrogów swoich panów; widział jak Mordaunt lont zakładał; słyszał przysłowie wypowiedziane po francusku. Nakoniec czuł pod ręką zawartość dzbana, w którym zamiast płynu oczekiwanego przez Mousquetona i Blaisois, skrzypiały pod palcami grube ziarnka prochu.
Mordaunt wychodził wraz z kapitanem, przy drzwiach stanął i nasłuchiwał:
— Czy słyszysz, jak śpią?... — powiedział.
Po przez deski pułapu dochodziło rzeczywiście chrapanie Porthosa.
— Sam Bóg oddał ich w twoje ręce!... — rzekł Grosslow.
— O! tym razem — dodał Mordaunt — nawet djabeł ich nie uratuje!
Wyszli. Grimaud zaczekał, aż klucz obrócił się w zamku, a przekonawszy się, że niema już nikogo, podniósł się i oparł o ścianę.
Spiesznie wyszedł dziurą, z uczuciem jakby śnił jeszcze, lecz spojrzał na proch w dzbanie i przekonał się, że to nie sen, a okrutna rzeczywistość.
D‘Artagnan, jak można się domyślać, słuchał tych szczegółów z wzrastającem zajęciem, i, nie czekając aż Grimaud skończy, podniósł się ostrożnie, przyłożył usta do ucha Aramisa, który spał z lewej strony, dotknął go ręką, aby uprzedzić wszelkie głośne poruszenia:
— Kawalerze — powiedział — wstań i nie czyń najmniejszego hałasu.
Aramis ocknął się. D‘Artagnan powtórzył zlecenie, ściskając mu ramię. Aramis zrobił co mu kazał.
— Masz obok Athosa, uprzedź go, jak ja ciebie.
Aramis obudził z łatwością Athosa, który miał sen lekki, odznaczający natury delikatne i nerwowe; najtrudniej poszło z Porthosem.
Chciał wypytywać o przyczyny, dla jakich mu sen przerwano, lecz d‘Artagnan zamiast odpowiedzi położył mu dłoń na ustach.
Wtedy nasz gaskończyk objął ramieniem głowy przyjaciół i przysunął do siebie:
— Przyjaciele — powiedział — opuścimy bezzwłocznie statek, inaczej śmierć nas czeka.