Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/674

Ta strona została przepisana.

— Czy wiesz kto jest kapitanem statku?
— Nie.
— Pułkownik Grosslow.
Trzej muszkieterowie zadrżeli, a d’Artagnan przekonał się, że jego opowiadanie czyni niejakie wrażenie na kolegach.
— A wiecie, kto jest jego porucznikiem?
— Porucznikiem?... — przerwał Athos — niema przecie porucznika na statku obsługiwanym przez czterech ludzi.
— Tak, lecz pan Grosslow nie jest zwyczajnym kapitanem. Ma on porucznika, a nim jest Mordaunt!
Tym razem okrzyk zgrozy wyrwał się z piersi muszkieterów.
— Co robić?... — rzekł Athos.
— Opanować statek — rzekł Aramis.
— A Mordaunta zabić — dodał Porthos.
— Statek podminowany — powiedział d‘Artagnan. Te beczki niby z winem Porto, napełniane są prochem. Mordaunt, jak zobaczy, że odkryliśmy prawdę, wysadzi w powietrze wrogów i przyjaciół razem.
— Jaki jest twój plan? — zapytał Athos.
— Czy mi ufacie?
— Rozkazuj — odrzekli jednogłośnie trzej muszkieterowie.
— Chodźcie zatem tutaj.
D‘Artagnan otworzył niskie okno, przez które jednak człowiek mógł się przecisnąć.
— Oto nasza droga — powiedział.
— Nie dostaniemy się przecie wpław do lądu!
— Szalupa uwiązana za statkiem; dostaniemy się do niej i przetniemy linę. Dalej, panowie...
— Chwilkę tylko — rzekł Athos: a lokaje?
— Jesteśmy — odezwali się — Mousqueton i Blaisois, których Grimaud sprowadził, aby wszystkie siły w jednem miejscu skoncentrować.
Nasi przyjaciele stali jednak nieruchomi, patrząc w małe okienko, przez które widniała czarna otchłań.
— Cordieu!... — rzekł d‘Artagnan — wahamy się, jak widzę. Jeżeli my się wahamy, co uczynią służący?
— Ja się nie waham rzekł Grimaud.