Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/686

Ta strona została przepisana.

— Otoż tak, proszę pana, przyznam się; właśnie to sadło, które pan wychwala, nabawia mnie niepokoju.
— Dlaczegóż to? no Mouston, śmiało, panowie pozwalają ci mówić.
— Dlatego proszę pana, że w bibljotece w zamku de Bracieux, jest masa książek z opisami podróży, a pomiędzy niemi Jana Moquet, opis sławnej podróży króla Henryka IV...
— Cóż dalej?...
— Otóż te książki mówią dużo o różnych przygodach morskich, okrutnie podobnych do tego, co nam grozi...
— Mów dalej, Monston — rzekł Porthos. — Bardzo zajmująca jest ta analogja.
— W podobnym wypadku, podróżnicy zgłodniali (tak pisze Jan Moquet) mają ohydny zwyczaj zjadać się nawzajem, zaczynając od...
— Od najtłuściejszego!... — zawołał d‘Artagnan, nie mogąc wstrzymać się od śmiechu, pomimo grozy położenia.
— Tak, panie — odrzekł Mousqueton, przerażany trochę tą wesołością — pozwól pan, że ośmielę się zapytać, co w tem jest śmiesznego?
— O! to poświęcenie uosobione, ten zacny Mouston!... — odezwał się Porthos. — Założę się, iż widział się już obdartym ze skóry i jedzonym przez swojego pana?
— Tak, panie; chociaż przyznam się, że radość moja z tego powodu zmieszana była z niejakim smutkiem, jednak, nie płakałbym bardzo nad sobą, gdybym miał pewność, iż umierając przydam się na cokolwiek panu mojemu.
— Mouston — rzekł Porthos wzruszony — jeżeli powrócimy kiedy do „mojego“ zamku de Pierrefonds, podaruję na własność tobie i twoim potomkom winnicę na górze, ponad folwarkiem.
— Nazwiesz ją „Winnicą Poświęcenia“, Moustonie — rzekł Aramis — aby w najdalsze wieki przekazać pamięć twojego poświęcenia się dla pana.
— Kawalerze — rzekł d‘Artagnan, śmiejąc się ciągle — byłbyś napoczął Mousquetona bez wielkiej odrazy, wszak prawda? a jeszcze po dwóch lub trzech dniach postu?
— O! nie, na honor — odparł Aramis — wolałbym Blaisois — nie tak dawno go znamy.