Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/695

Ta strona została przepisana.

dotąd milczał, pozwalając mówić Aramisowi; — gdybyśmy byli mazaryńczykami, posiadalibyśmy wszelkie możliwe paszporty. Wierzcie ani, panowie, że w waszem położeniu wypada obawiać się się tych właśnie, co mają papiery w porządku.
— Proszę panów na odwach, tam przedstawicie swoje żądania naczelnikowi posterunku.
Kordegarda zapchana była mieszczaństwem, i ludem; jedni grali, drudzy pili, inni znów krzyczeli i sprzeczali się głośno. W kącie odwachu, strzeżeni pilnie, siedzieli trzej panowie, których paszporty oficer przeglądał. Oficer ten miał osobny pokój obok, jak tego wymagała jego ranga i ważność spełnianych obowiązków. Gdy wprowadzono naszych muszkieterów, siedzący w kącie panowie bacznie się im przypatrywali; nawzajem nasi przyjaciele starali się przeniknąć, kto się ukrywa pod szerokiemi płaszczami i kapeluszami na oczy naciśniętemi. Jeden szczególnie, najniższy wzrostem, starał się być ciągle w cieniu. Na oświadczenie sierżanta, iż prawdopodobnie przyprowadził mazaryńczyków, trzej panowie nadstawili uszu... Najniższy postąpił parę kroków naprzód, lecz cofnął się natychmiast. W kordegardzie utrzymywano jednogłośnie, iż nowoprzybyłych nie wpuszczą do Paryża bez paszportów.
— Ja sądzę przeciwnie, — odezwał się Athos, — zdaje mi się bowiem, iż imamy do czynienia z ludźmi rozsądmymi. Nic łatwiejszego przecie, jak przedstawić Jej łaskawości, królowej angielskiej nazwiska nasze, a jeżeli zaręczy za nas, mam nadzieję, że przepuścicie nas bez oporu.
Na te słowa zdwoiła się ciekawość szlachcica ukrywającego się w kącie, uczynił poruszenie mimowolne, a chcąc się lepiej płaszczem osłonić, zrzucił kapelusz z głowy; nachylił się zaraz i podniósł go pośpiesznie.
— Na Boga! — rzekł Aramis, trącając Athosa, — czyś widział?
— Co takiego? — zapytał Athos.
— No, twarz najmniejszego z trzech szlachciców?...
— Nie.
W tej chwili właśnie sierżant powrócił, wręczył papiery trzem szlachcicom.
— Paszporty w porządku — powiedział. — Przepuścić tych panów.