Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/696

Ta strona została przepisana.

Nie dali sobie dwa razy powtarzać, skłonili się i, korzystając z pozwolenia, wynieśli się coprędzej.
Aramis patrzył za nimi, a gdy najmniejszy przechodził koło niego, uścisnął mocno rękę Athosa.
— Co ci się stało?... — zapytał tenże.
— To... lecz to pewno przywidzenie.
Zwrócił się do sierżanta:
— Proszę pana, powiedz mi, czy znasz tych panów co stąd wyszli?...
— Znam ich podług paszportów, to są panowie: de Flamarens, de Chatillon i de Bracy, należący do Frondy a obecnie udający się do księcia de Longueville.
— To dziwne, niepojęte — mówił Aramis więcej do swej myśli, niż do sierżanta — zdawało mi się, iż poznaję kardynała Mazariniego.
Sierżant wybuchnął głośnym śmiechem.
— Co!... on odważyłby się przyjść do nas?... wie przecie, że go tu szubienica czeka!... Oho!... nie taki on głupi!...
— O!... — mruczał Aramis. — Mogłem się pomylić, nie posiadam bystrego wzroku d‘Artagnana.
— Kto tu wspomina d‘Artagnana?... — zapytał oficer, który właśnie stanął na progu swej izby.
— O!... — wybełkotał Grimaud, wytrzeszczając oczy.
— Co mówisz?... — zapytali jednocześnie Athos i Aramis.
— Planchet!... — odparł Grimaud — Planchet ze szlifami.
— Hrabia de la Fére i kawaler d‘Herblay, — zawołał oficer — już wracają do Paryża!... O!... co za radość!... zapewne panowie pragniecie połączyć się z naszymi książętami?...
— Zgadłeś, kochany Planchet — rzekł Aramis, podczas gdy Athos uśmiechał się na widok znaczenia, jakie posiadł w armji mieszczańskiej dawny towarzysz Mousquetona, Bazina i Grimauda.
— Czy mogę zapytać, panie d‘Herblay, co się dzieje z panem d‘Artagnanem?...
— Rozstaliśmy się z nim przed czterema dniami, kochany przyjacielu, i według wszelkiego prawdopodobieństwa, jest już w Paryżu.