Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/698

Ta strona została przepisana.

— A mieszka?....
— Pod „Karolem Wielkim“, jak zawsze.
— Co porabia?...
— Przesiaduje u królowej angielskiej, to znów u pani de Chevreuse. Nie rozłączają się z hrabią de Guise.
— Dziękuję ci, Planchet, dziękuję — rzekł Athos, podając mu rękę.
— O!... panie hrabio — powiedział Planchet, dotykając końcami palców podanej ręki.
— Co robisz, hrabio?... podajesz rękę dawnemu lokajowi?... — szepnął Aramis.
— Ah!... przyjacielu — odparł Athos — on mówi mi o Raulu.
— A teraz, panowie — zapytał Planchet, który nie słyszał uwagi Aramisa — co zamyślacie robić?...
— Powrócić do Paryża, jeżeli pozwolisz!...
— Żartujesz panie hrabio... ja zawsze pozostałem pańskim sługą.
I ukłonił się, nisko. Następnie zwrócił się do podkomendnych:
— Przepuścić tych panów — powiedział — znam ich, to przyjaciele pana de Beaufort.
— Niech żyje pan de Beaufort!... — krzyknął jednogłośnie cały posterunek, rozstępując się przed Athosem i Aramisem.
Sierżant zbliżył się do Plancheta.
— Uważaj, kapitanie — odezwał się, tytułując go naprzód obiecaną rangą — uważaj tylko, co mi powiedział jeden z trzech panów, których pierw przepuściliśmy: nie wierzcie tym oto, którzy obecnie weszli.
— Ja ich znam — odrzekł Planchet z powagą — znam, i odpowiadam za nich.
To powiedziawszy, ścisnął Grimauda za rękę, co zdawało się bardzo uszczęśliwiać tego ostatniego.
— Do widzenia, kapitanie — zaczął Aramis tonem drwiącym — jeżeli nas co spotka, udamy się do ciebie.
— Panowie — odrzekł Planchet — w każdej chwili jestem na wasze usługi.
— Ten hultaj ma rozum — rzekł Aramis dosiadając konia.
— Cóż dziwnego — dodał Athos, skacząc na siodło — tyle lat czyścił nakrycie głowy swojego pana!