Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/703

Ta strona została przepisana.

Podszedł do Chatillona.
— Czy nie zechcesz pan — rzekł mu — wyjść ze mną na chwilę, aby usłyszeć to, czego nie mogę powiedzieć w obecności królowej?
Chatillon skłonił głowę na znak zgody: Athos z Aramisem wyszli pierwsi, Chatillon i Flamarens za nimi. Szli tak w milczeniu przedpokojem, galerją, aż do wyjścia na taras. W tem miejscu, zupełnie samotnem, Aramis przystanął i odezwał się do księcia de Chatillon:
— Ośmieliłeś się pan przed chwilą odezwać do nas niestosownie. W każdym razie było to niewłaściwe — a tembardziej pan nie miałeś do tego prawa, jako człowiek, przynoszący królowej nieprawdziwe wieści.
— Panie!... — krzyknął Chatillon.
— Gdzieżeście podzieli pana de Bray?... — zapytał Aramis z ironją. Czy nie poszedł przypadkiem zmienić swej twarzy, zanadto podobnej do pana Mazariniego?
— Zdaje mi się, że pan szukasz zaczepki z nami?... — rzekł Flamarens.
Aramis się ukłonił.
— Kto inny niż ja, hrabia de la Fére — powiedział — kazałby was aresztować, ponieważ mamy przyjaciół i stronników w Paryżu, lecz my proponujemy panom inny sposób wyjścia. Chodźcie, proszę, porozmawiać z nami ze szpadą w ręku, na tym tu oto opuszczonym tarasie.
— Z największą chęcią — odrzekł de Chatillon.
— Chwilkę! panowie — zawołał Flamarens. — Propozycja jest nader ponętna, przyznaję, lecz dziś niepodobna jej przyjąć.
— A to dlaczego?... — rzekł Aramis lekceważąco — czyżby sąsiedztwo pana Mazariniego czyniło was tak przezornymi?
— Słyszysz, Flamarens?... — rzekł Chatillon — gdybym nie przyjął wyzwania, splamiłbym honor i nazwisko moje.
— Jestem tego samego zdania — rzekł Aramis chłodno.
— Nie przyjmujesz wyzwania, a jednak ci panowie zgodzą się w tej chwili na moje zdanie.
Aramis potrząsnął głową z niedowierzaniem.
Chatillon widział to i położył rękę na szpadzie.
— Książę — odezwał się Flamarens — zapominasz,