Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/709

Ta strona została przepisana.

— Najzupełniej.
— A pan co na to, kawalerze d‘Herblay?
— Uznaję to za bardzo słuszne.
— Otóż upewniam was, panowie, — ciągnął książę — że prawdopodobnie uczynię według tego, co mówiłem. Dwór robił mi obecnie propozycje, odemnie tylko zależy przyjąć je...
— Przyjmij, książę, przyjmij, — rzekł Athos.
— Na honor, zrobię tak... Żałuję nawet, że dziś wieczór tego nie zrobiłem... lecz jutro będą narady, a wtedy zobaczymy...
Athos i Aramis pożegnali księcia.
— Idźcie, panowie, — rzekł tenże — musicie być okrutnie zmęczeni podróżą. Biedny król Karol! Trzeba jednak przyznać, że sam trochę temu winien; to jedno powinno nas pocieszać, że Francja nie ma sobie nic do wyrzucenia w całym tym smutnym dramacie i że robiła, co mogła, ażeby go ocalić.
— O co do tego, — rzekł Aramis — jesteśmy najlepszymi świadkami; pan Mazarini przedewszystkiem...
— Bardzo rad jestem, że mu oddajecie sprawiedliwość. Ma on dużo dobrego ten nasz kardynał, i gdyby nie był cudzoziemcem... z pewnością znalazłby uznanie. Aj! aj! znów ta piekielna podagra!...
Wyszli nareszcie; do samego przedsionka towarzyszyły im jęki pana de Bouillon; nie ulegało wątpliwości, że biedny książę cierpiał jak potępieniec.
Gdy wyszli na ulicę:
— No cóż, co myślisz? — zapytał Aramis.
— Mój przyjacielu, myślę to, co śpiewał nasz przewodnik:

Walecznemu panu de Bouillon,
Podagra dokucza okrutnie...

— To też — rzekł Aramis, — uważałeś, nie pisnąłem słówkiem o tem, co nas tu sprowadziło.
— Bardzo rozsądnie postąpiłeś: byłby dostał nowego ataku podagry.
— Chodźmy do pana de Beaufort.
Dwaj przyjaciele zawrócili w stronę pałacu Vemdôme.
Dziesiąta biła w chwili, gdy stanęli u celu.