Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/716

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXIX
BITWA POD CHARENTON

W miarę posuwania się ku Charenton, pomiędzy przeróżnemi oddziałami wojsk rozstawionych przy drodze, Athos i Aramis zauważyli pancerze świetnie błyszczące i muszkiety nowe, zamiast starej, zardzewiałej broni, jaką w mieście widzieli.
— Co to wszystko znaczy, kochamy Aramisie, gdzieś ty mnie zaprowadził?... Poznaję dokoła oficerów z armji królewskiej. Wszak to pan de Chatillon ku nam podjeżdża, w towarzystwie dwóch brygadjerów?...
Athos ujął za szpadę, podczas gdy Aramis, sądząc, iż przekroczyli linję demarkacyjną, położył rękę na olstrach.
— Dzień dobry, panowie — odezwał się książę, podjeżdżając — widzę wasze zdziwione miny i czuję, iż nie możecie pojąć, co się tu dzieje; jednem słowem wyjaśnię wam położenie. Otóż, mamy obecnie zawieszenie broni; toczą się narady... Książę pan, koadjutor, pan de Beaufort i pan de Bouillon, prowadzą w tej chwili układy. A zatem jedno z dwojga: albo nie nastąpi porozumienie i spotkamy się według umowy, albo przyjdzie do zgody, a my i tak się znajdziemy.
— Mówisz pan, jak wyrocznia — rzekł Aramis. — Pozwól tylko, książę, uczynić jedno zapytanie.
— Owszem, proszę pana.
— Gdzie się znajdują pełnomocnicy do prowadzenia układów?...
— W Charenton, w drugim domu na prawo jadąc do Paryża.
— Czy te narady nie były przewidziane?...
— Nie, panie; zdaje się, że wynikły wskutek nowych