silających rzeczy, i od wczorajszego południa zjadłem tylko kawałeczek chleba i trochę konfitur.
— Biedny chłopcze! — odrzekł d‘Artagnan — posil się.
— O! pan mi dwa razy ratuje życie — rzekł Planchet.
I usiadł przy stole i zaczął pożerać jedzenie, niczem za pięknych dni przy ulicy Grabarzy...
D‘Artagnan zaś chodził wzdłuż i wszerz po pokoju, szukając w myśli korzyści, jaką mógłby mieć z Plancheta w obecnych okolicznościach. Planchet wreszcie odetchnął, jak człowiek, dobrze już najedzony, gdy chce sobie trochę odpocząć, posiliwszy się dostatecznie.
— No — odezwał się d‘Artagnan, myśląc że czas nadszedł aby rozpocząć badanie — zacznijmy po porządku. Czy wiesz, gdzie jest Athos?...
— Nie, proszę pana — odpowiedział Planchet.
— U!... do djabła!... A wiesz, gdzie jest Porthos?
— Tak samo nie wiem.
— U!... do djabła!... do djabła!... — A Aramis?...
— Nie wiem.
— U!... do djabła!... do djabła!... do djabła!...
— Ale — odezwał się Planchet chełpliwym tonem — wiem, gdzie jest Bazin.
— A gdzież on jest?...
— Służy za szwajcara u Najświętszej Marji Panny.
— To on musi wiedzieć, gdzie jest jego pan.
— Niezawodnie.
D‘Artagnan zamyślił się, potem wziął płaszcz i szpadę i zmierzał ku wyjściu.
— Panie!... — odezwał się Planchet żałośnie — to pan mnie tak opuszcza?... Pomyśl, pan, że w panu tylko mam nadzieję!
— Ależ nikt tu nie przyjdzie cię szukać — odrzekł d‘Artagnan.
— A, jeżeli przyjdzie — podchwycił przezorny Planchet — niech pan pomyśli, że dla ludzi z tego domu, którzy nie widzieli, jak wchodziłem, jestem złodziejem.
— To prawda — odrzekł d‘Artaginan. — A umiesz ty mówić jakiem obcem narzeczem.
— O! jeszcze lepiej, proszę pana — podchwycił Planchet — umiem mówić obcym językiem; mówię po flamandzku...
— A gdzież u djabła się nauczyłeś?
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/72
Ta strona została przepisana.