— Oddaj depeszę, Raulu, jesteś wszak jeńcem kawalera d‘Herblay.
Raul niechęcią to uczynił, lecz Aramis, mniej skrupulatny, niż hrabia de La Fére, porwał chciwie depeszę, przeczytał i podał Athosowi.
— Hrabio — powiedział — czytaj i rozważ sam, że w liście tym jest coś, co Opatrzność chce, abyśmy wiedzieli.
Athos ujął papier, marszcząc swoje piękne brwi, lecz myśl, iż dowie się może czego o d‘Artagnanie, zwyciężyła wstręt jaki uczuwał przy czytaniu tej depeszy.
Oto co było napisane:
„Dla wzmocnienia oddziału pana Comminges, przyślę Waszej Eminencji wieczorem żądanych dziesięciu ludzi.
„Wybrałem dobrych żołnierzy, zdolnych utrzymać w karbach dwóch nie lada przeciwników, przejmujących strachem Waszą Eminencję, z powodu zręczności i odwagi, jaką posiadają“.
— O!... — mruknął Athos.
— Jak myślisz Aramis — kim mogą być dwaj przeciwnicy, dla pilnowania których zamały jest oddział Comminga, i potrzeba dodawać dziesięciu dobrych żołnienrzy?... Czyż nie podobni oni, jak dwie krople wody, do d‘Artagnana i Porthosa?... Wracajmy do Paryża, szukajmy wszędzie, a głównie wypytajmy Plancheta, czy nie słyszał o swoim dawnym panu.
— O!... biedny, nieszczęśliwy Planchet, mówisz o nim, Aramisie, a on z pewnością nie żyje. Wszyscy ci waleczni mieszczanie stanęli do boju, musiano ich wyrżnąć do nogi...
Przyjaciele, bardzo niespokojni, wrócili do Paryża bramą Tempie i skierowrali się na plac królewski, gdzie zastali na placu królewskim kapitana i jego oddział, biwakujących wesoło, pijących i śpiewających. Athos i Aramis wypytywali znów Plancheta, lecz ten nic nie wiedział o d‘Artagnanie. Chcieli zabrać ze sobą walecznego kapitana; wymówił się jednak, iż bez rozkazu wyższego nie może zejść ze stanowiska.