Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/728

Ta strona została przepisana.

widło szyldu, które w innym czasie Aramis byłby krytykował i wyśmiewał z pewnością. Przyjął ich zacny oberżysta, łysy i brzuchaty jak chiński mandaryn. Zapytali go, czy nie przyjmował czasem u siebie dwóch szlachciców, ściganych przez oddział lekkiej konnicy.
Gospodarz nic nie odpowiedział, tylko poszedł i wyjął ze skrzyni połowę długiej szpady.
— Czy znacie to, panowie?... — zapytał.
Athos raz tylko spojrzał na ostrze.
— To jest szpada d‘Artagnana — powiedział.
— Czy tego wielkiego, czy małego?... — zapytał znów gospodarz.
— Małego — odrzekł Athos.
— Widzę, że jesteście przyjaciółmi tych panów.
— Co się z nimi stało?
— Wpadli na moje podwórze na koniach, zmęczonych już zupełnie, i zanim zdążyli zamknąć bramę, ośmiu kawalerzystów, goniących za nimi, wpadło także na dziedziniec.
— Ośmiu tylko!... — rzekł Aramis. — Dziwi mnie, że takie zuchy jak Porthos i d‘Artagnan pozwolili ująć się ośmiu ludziom.
— Z pewnością, proszę pana, tych ośmiu nie dałoby im rady, gdyby nie przywołali dwudziestu żołnierzy z pułku Królewsko-Włoskiego, stojącego garnizonem w mieście, tak, że dwaj przyjaciele panów musieli ulec przeważającej liczbie.
— Za cóż ich aresztowano — rzekł Athos — czy nie wiecie czasem?
— Nie wiem, proszę łaski pana, uprowadzono ich natychmiast, nie mieli czasu nic powiedzieć, jak już wyjechali, ja, pomagając wynosić dwa trupy i sześciu rannych, znalazłem ten ułamek szpady na miejscu walki.
— A oni — zapytał Aramis — czy cało wyszli?
— Tak mi się zdaje, proszę pana.
— Mamy chociaż tę pociechę — rzekł Aramis.
— W którą stronę ich poprowadzono?... — zapytał Athos.
— W stronę Luwru.
Przyjaciele odesłali Blaisois i Grimauda z końmi do Paryża i udali się śpiesznie do Luwru. W Luwrze nie było zajazdu tylko szynk, w którym sprzedawano napój,