Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/74

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VIII
JAK RÓŻNY WPŁYW WYWIERAĆ MOŻE PÓŁ PISTOLA NA SZWAJCARA KOŚCIELNEGO I NA DZIECKO Z CHÓRU

D‘Artagnan skierował się na Nowy Most, winszując sobie, że odnalazł Plancheta.
W rzeczywistości bardzo był mu teraz potrzebny służący dzielny, oddamy i sprytny. Wprawdzie Planchet nie miał długo pozostawać w jego służbie, ale nawet po powrocie do swego stanowiska społecznego, przy ulicy Lombardyjskiej, Planchet poczuwać się będzie musiał do wdzięczności względem d‘Artagnana, który, ukrywszy go u siebie, ocalił mu życie bezmała; a d‘Artagnanowi było wcale na rękę, mieć stosunki z mieszczaństwem w chwili, gdy gotowało się wszystko do wojny z dworem.
Było to dlań zawsze jakby porozumienie z obozem nieprzyjacielskim, a dla człowieka tak sprytnego, jak d‘Artagnan, najdrobniejsze rzeczy mogły prowadzić do wielkich. W usposobieniu więc dość radosnem d‘Artagnan przybył do kościoła Najświętszej Marji Panny. Wszedł na ganek, potem do świątyni i, zwróciwszy się do zakrystjana, zamiatającego kaplicę, zapytał, czy zna pana Bazina.
— Tak... A!... właśnie służy przy mszy tam, w kaplicy Najświętszej Panny.
D‘Artagnan zadrżał z radości; zdawało mu się, że — pomimo wszelkich zapewnień Plancheta — nie znajdzie nigdy Bazina; ale teraz, gdy trzymał już jeden koniec nitki, ręczyć mógł, że dojdzie do kłębka. Ukląkł naprzeciw kaplicy, ażeby nie stracić tego człowieka z oczu.