Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/741

Ta strona została przepisana.

dasz także, że skorzystam z tego zaszczytu, aby otrzymać niejakie ulgi w naszej niewoli...
— Która nie może trwać długo — dodał Comminges — pan kardynał sam mi to mówił: a zresztą, tu niema wcale więzienia.
— Są pułapki, w które wtrącają zdradziecko.
— O! to co innego — rzekł Comminges. — Wiem, że jest tradycja w tym względzie; lecz człowiek nizkiego urodzenia jak nasz kardynał, który przyszedł z Włoch, aby zrobić fortunę we Francji, nie ośmieliłby się używać podobnych sposobów z ludźmi naszego pokroju... toż byłoby krzyczące! Pod tym względem, nie miej żadnej obawy. Ja ze swej strony, uprzedzę pana d‘Artagnana o przybyciu pańskiem. Kto wie, za kilka dni możesz mi pan oddać podobną przysługę?
— Ja, panie?
— E! bez wątpienia, czyż nie mogę z kolei zostać więźniem pana koadjutora?
— Wierz mi pan, że w takim razie — rzekł Athos z ukłonem — zrobię wszystko, aby stać się panu użytecznym.
— Czy będziesz łaskaw zjeść ze mną kolację, panie hrabio?... — zapytał Comminges.
— Dziękuję panu, smutny wieczór spędziłbyś, niewesoły ze mnie współbiesiadnik. Dziękuję raz jeszcze!
Comminges zaprowadził tedy hrabiego do pokoju na dole, w pawilonie przytykającym do oranżerji i będącym na równym z nią poziomie.
Athos, wszedłszy do pokoju przeznaczonego dla siebie, ujrzał przez okno szczelnie zakratowane mury tylko i dachy.
— Co to za budynek?... — zapytał.
— Tylna ściana pawilonu myśliwskiego, gdzie zamknięci są pańscy przyjaciele.
— Czy jesteś pewien, panie Comminges, że kardynał zaszczyci mnie swemi odwiedzinami?
— Tak przynajmniej zapewniał.
Athos westchnął, patrząc na zakratowane okna.
— Tak, prawda — odezwał się Comminges — to wygląda na więzienie, nic nie brakuje, nawet krat żelaznych.
— Oto przyjemny rezultat służby kardynalskiej! — rzekł Athos. — Spójrz pan na te mury bez okien, panie