Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/742

Ta strona została przepisana.

Comminges, one ci opowiedzą piękne historje o wdzięczności Mazariniego.
— O tak — odparł Comminges ze śmiechem — przedewszystkiem, jeśli powtórzą wszystkie przekleństwa, jakie od tygodnia pan d‘Artagnan rzuca na niego.
— Biedny d‘Artagnan!... — rzekł Athos, — taki waleczny, zacny, dobry; taki straszny dla tych, co nie lubią jego przyjaciół! Masz twardych więźniów, panie Comminges, żałuję cię serdecznie, jeżeli na pana włożono odpowiedzialność za tych dwóch niezwyciężonych.
— Niezwyciężonych!... — rzekł śmiejąc się także Comminges — e! panie, chcesz mi strachu napędzić. Pierwszego dnia niewoli pan d‘Artagnan wyzywał wszystkich żołnierzy i oficerów niższych stopni, zapewne, aby mu szpadę oddano; trwało to nawet na drugi dzień; lecz potem uspokoił się i złagodniał jak baranek.
— A pan du Vallon?... — zapytał Athos.
— O! ten, zupełnie się różni. Przyznam się, że jest to przerażający szlachcic. Pierwszego dnia powywalał wszystkie drzwi, jednem podważeniem ramienia; oczekiwałem tylko jak uwolni się z Reuil, na podobieństwo Samsona, gdy wyszedł z Gaza.
Lecz usposobienie jego zmieniło się, równie jak pana d‘Artagnana.
— Tem lepiej — rzekł Athos — tem lepiej! Athos doszedł do przekonania, że dobry humor powrócił przyjaciołom jego z powodu jakiegoś planu powziętego przez d‘Artagnana. Nie chciał im zatem szkodzić, chwaląc zbytecznie.
— O! oni, proszę pana — powiedział — to gorące głowy; jeden gaskończyk, drugi rodem z Pikardji; obaj zapalają się łatwo, lecz stygną bardzo prędko. Masz pan dowód z tego, coś naopowiadał w tej chwili, że prawdą jest, co mówię.
Tego samego zdania był i Comminges. Athos pozostał sam w wielkim pokoju, gdzie, według rozkazu kardynała, traktowany był z uszanowaniem należnem szlachcicowi.