Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/752

Ta strona została przepisana.

uważaj dobrze... Zawołam tego żołnierza, zacznę z nim pogawędkę, jak to wczoraj zrobiłem, pamiętasz?....
— Tak; tylko nie rozumiałem ani słowa z tego, co on mówił.
— Dlatego, że źle wymawiał. Lecz uważaj dobrze na to, co będę mówił: wszystko zależy od wykonania, Porthosie. Przywołam żołnierza, i będę z mm rozmawiał.
— Już mi to powiedziałeś!...
— Odwrócę się na lewo, tym sposobem będzie on na prawo od ciebie, w chwili, gdy wejdzie na ławkę.
— A jak nie wejdzie?...
— Bądź spokojny, wejdzie. Ty zaś natychmiast wyciągnij swoją straszną łapę i za kark go uchwyć. Następnie unieś go w górę i wciągnij do pokoju; ściśnij mu jednak mocno gardło, aby nie mógł krzyczeć. I oto mieć będziemy zaraz jeden mundur i jednę szpadę.
— Wyśmienicie, cudownie!... — rzekł Porthos, patrząc na d‘Artagnana z uwielbieniem — lecz...
— Co mówisz?... — odezwał się gaskończyk.
— Że jeden mundur i jedna szpada to dla dwóch za mało.
— A czyż niema towarzysza?...
— Prawda — rzekł Porthos.
— Zatem, gdy kaszlnę, wyciągaj rękę.
— Dobrze!...
Dwaj przyjaciele zajęli wskazane miejsca. Porthosa zakrywała framuga okna.
— Dobry wieczór, kolego — odezwał się d‘Artagnan słodkim głosem.
— Topry fieczór panu — odpowiedział żołnierz.
— Wcale nie ciepło na przechadzkę — mówił d‘Artagnan.
— Brrr!... — syknął żołnierz.
— Sądzę, że szklaneczka wina wcaleby nie zaszkodziła.
— Szklanka fina byłaby pardzo poszondana.
— Rybka chwyta przynętę, chwyta! — mruknął d‘Artagnan do Porthosa.
— Rozumiem — rzekł Porthos.
— Mam ja tu buteleczkę — ciągnął d‘Artagnan.
— A pełną?...