Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/757

Ta strona została przepisana.

szpady w otwór, podważył rygiel i drzwi stanęły otworem.
— Nieraz ci przecież mówiłem, przyjacielu Porthosie, że łagodnością wszystko można zrobić z kobietą i drzwiami.
— Nikt temu nie zaprzeczy, że wielki z ciebie moralista — odezwał się Porthos.
— Naprzód — rzekł d‘Artagnan.
Weszli. Poza oszklonem przepierzeniem latarnia kardynała, postawiona na środku galerji, oświecała rzędem ustawione drzewa pomarańczowe i granaty, tworzące główną ulicę i dwie mniejsze cieplarnie zamku de Reuil.
— Ani śladu kardynała — odezwał się d‘Artagnan — latarnia tylko po nim została... gdzież on jest u djabła?
I, dając znak Porthosowi, aby zwiedził jednę z bocznych ulic, sam w drugą się zapuścił I ujrzał nagle jeden z wazonów wysunięty z rzędu, a na jego miejscu odsłonięty w podłodze otwór. Do poruszenia z miejsca tego wazonu dziesięciu ludzi wystarczyłoby zaledwie, lecz obracał się on widocznie za pomocą jakiegoś mechanizmu razem z taflą, na której był ustawiony. W otworze tym d‘Artagnan dostrzegł kręcone schodki, prowadzące nadół. Przywołał skinieniem ręki Porthosa i pokazał mu to tajemne wejście. Obaj spojrzeli po sobie mocno zmieszani.
— Gdybyśmy tylko złota pragnęli — szepnął d‘Artagnan — mielibyśmy go poddostatkiem zostając bogatymi na całe życie.
— Jakim sposobem?
— Czyż nie rozumiesz, Porthosie, iż tam na dole, według wszelkiego prawdopodobieństwa spoczywają owe sławne skarby kardynała i dość nam byłoby zejść tam, wypróżnić skrzynię, zamknąć w niej na dwa spusty kardynała i wynieść się, zabierają tyle złota, ile udźwignąć bylibyśmy w stanie, i wazon ustawić na miejscu, a niktby nie mógł nas zapytać, sam nawet kardynał, skąd na nas spadła taka olbrzymia fortuna?
— Byłaby to gratka dla chłopstwa — odparł Porthos — lecz szlachty niegodna, o ile mi się zdaje.
— Zgadzam się z tobą zupełnie — rzekł d‘Artagnan — powiedziałem też: gdybyśmy złota pragnęli tylko... lecz nam czego innego potrzeba. I, pochyliwszy się nad otworem, posłyszał dźwięk metaliczny, jakby poruszonego worka ze złotem; zadrżał. Naraz doszedł jego uszu od-