thosa, poczynającego pojmować i dumnym być z tego, co zaszło.
— Eminencjo, szedłeś do pana de la Fére?... — ciągnął d‘Artagnan. — Nie zważaj na nas, monsiniorze. Zechciej wskazać nam drogę, a pódziemy za tobą.
Mazarini zwolna wracał do przytomności.
— Czy dawno jesteście, panowie, w cieplarni?... — zapytał drżącym głosem, myśląc o swoich odwiedzinach ukrytego skarbu.
— Tylko co tu przyszliśmy, monsiniorze — odparł d‘Artagnan.
Mazarini odetchnął: pozbył się obawy o swoje skarby; lękał się tylko o siebie. Coś nakształt uśmiechu przemknęło mu po ustach.
— A zatem wpadłem w waszą zasadzkę, panowie, i uznaję się za zwyciężonego. Żądacie, bym was wypuścił na wolność, wszak prawda? Zgadzam się na to.
— O! zbyt łaskaw jesteś, monsiniorze — odparł d‘Artagnan — lecz my już jesteśmy wolni, i czego innego chcemy żądać od ciebie.
— Wolni jesteście?... — oderwał się z przerażeniem Mazarini.
— Bez wątpienia, gdy przeciwnie ty, monsiniorze, jesteś w niewoli i teraz, jak chce prawo wojenne, idzie o to, abyś się wykupił.
Mazariniego dreszcz przejął aż do szpiku kości. Bystry jego wzrok daremnie świdrował drwiące oblicze gaskończyka i obojętną twarz Porthosa.
Stali obaj w cieniu, a nawet Sybilla kumejska nicby z oblicza ich wyczytać nie była w stanie.
— Wolność moją okupić!... — powtórzył Mazarini.
— Tak, monsiniorze.
— A ileż mnie to ma kosztować, panie d‘Artagnan?
— Nie wiem jeszcze, monsiniorze. Zapytamy hrabiego de La Fére, jeżeli zechcesz na to zezwolić, Eminencjo. Racz tylko otworzyć drzwi, prowadzące do niego, a za dziesięć minut cena zostanie oznaczona.
D‘Artagnan dał znak Porthosowi, aby podwoił baczność, a następnie, zwracając się do Mazariniego, rzekł:
— Monsiniorze, wejdźmy, jeżeli łaska.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/759
Ta strona została przepisana.