Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/76

Ta strona została przepisana.

która jest imieniem szatańskim; szczęście więc dla niego, że wyrzekł się tego imienia na zawsze.
— Ja też — rzekł d‘Artagnan, postanowiwszy być cierpliwym do końca — nie szukam wcale Aramisa, ale opata d‘Herblay. No... powiedz mi, mój drogi Bazinie, gdzież on jest?
— Czyż nie słyszałeś, panie d‘Artagnan, że nie wiem.
— Tak, słyszałem, ale odpowiedziałem ci, że to niemożebne.
— A jednak to, proszę pana, prawda, prawda szczera, prawda najświętsza.
D‘Artagnan wiedział dobrze, iż nic nie wydobędzie z Bazina; widoczne było, że Bazin kłamał, ale kłamał z takim uporem i stanowczością, iż łatwo dawało się odgadnąć, iż kłamstwa swego nie cofnie.
— To dobrze, Bazinie — odrzekł d‘Artagnan — ponieważ nie wiadomo ci, gdzie mieszka twój pan, nie mówmy już o tem, zostańmy dobrymi przyjaciółmi; weź te pół pistola i wypij za moje zdrowie.
— Ja nie piję, proszę pana — odrzekł Bazin, odsuwając majestatycznie rękę oficera — to dobre dla świeckich!
— Nieprzedajny!... — wyszeptał d‘Artagnan. — Doprawdy, nie szczęści mi się wcale...
A ponieważ d‘Artagnan, zadumany, puścił suknię Bazina, Bazin skorzystał z wolności, ażeby szybko dokonać odwrotu do zakrystji, w której jednak uczuł się bezpieczny dopiero, gdy drzwi zamknął za sobą.
D‘Artagnan pozostał nieruchomy, zadumany, z oczyma, utkwionemi we drzwi, które utworzyły przegrodę między nim i Bazinem, gdy wtem uczuł, jak go ktoś lekko trącił w ramię.
Odwrócił się i o mało nie krzyknął ze zdziwienia, kiedy ten, który dotknął go, przyłożył palec do ust na znak milczenia.
— Ty tutaj, mój drogi Rochefort? — wyrzekł półgłosem.
— Cyt!... — odrzekł Rochefort. — Czy wiedziałeś, że jestem wolny?
— Wiedziałem z pierwszej ręki. Od Plancheta.
— Jakto od Plancheta?
— A tak; to on cię przecie ocalił.
— Planchet?... Doprawdy... zdawało mi się, że go po-