Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/762

Ta strona została przepisana.

się drzwi, od których klucz mam przy sobie, drzwi te prowadzą do parku. Ruszajcie z tym kluczem. Jesteście ostrożni, silni i uzbrojeni. Uszedłszy w lewo sto kroków, znajdziecie mur, otaczający park; przesadzicie go i w trzech skokach znajdziecie się na drodze, wolni jak ptaki. Teraz znam was już dosyć, i wiem, że choćby was napadnięto, nie znajdziecie w tem żadnej przeszkody do ucieczki.
— A! przebóg! monsiniorze — odezwał się d‘Artagnan — zechciej nas sam do tych drzwi doprowadzić!
— Jak najchętniej — odparł minister — jeżeli to dla waszej spokojności potrzebne.
Mazarini, nie spodziewając sę, aby mu tak łatwo poszło, rozpromieniony cały wszedł do korytarza, i otworzył drzwi, o których mówił. Istotnie prowadziły one do parku, wiatr bowiem ze śniegiem wpadł do korytarza, wionąwszy na twarze naszych trzech zbiegów, co ich upewniło o prawdzie słów kardynała.
— O... do djabła;... — mruknął d‘Artagnan — paskudna noc, monsiniorze. Nie znamy miejscowości i w żaden sposób nie znajdziemy drogi. Skoro Wasza Eminencja tyle już zrobiłeś aby tutaj przyjść z nami, jeszcze kilka kroków, monsiniorze... doprowadź nas do muru.
— Zgoda — rzekł kardynał.
I wpoprzek drogi, szybkim krokiem szedł w stronę muru, u którego znaleźli się za chwilę.
— Zadowoleni jesteście, panowie?... — zagadnął Mazarini.
— Ja myślę, że zbytecznie bylibyśmy wybredni! Peste! jakiż to zaszczy: trzech chudych szlachciców, eskortowanych przez księcia kościoła! Ale! ale! monsiniorze, przed chwilą mówiłeś, że jesteśmy dzielni, przezorni i uzbrojeni?
— Tak.
— Mylisz się, Eminencjo, jeden tylko du Vallon i ja uzbrojeni jesteśmy; pan hrabia zaś jest z gołemi rękami, a na wypadek spotkania z patrolem, musimy mieć się, czem bronić.
— Aż nadto słusznie.
— Skądże weźmiemy szpady?... — zapytał Porthos.
— Monsinior pożyczy hrabiemu swojej, boć mu ona wcale nie potrzebna — rzekł d‘Artagnan.
— Z miłą chęcią — odezwał się kardynał — będę na-