Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/765

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XLVIII
GDZIE POCZYNAMY WIERZYĆ, IŻ PORTHOS BĘDZIE NARESZCIE BARONEM, A D‘ARTAGNAN KAPITANEM.

Po upływie dziesięciu minut nadszedł Aramis. Uszczęśliwiony rzucił się na szyję swoich przyjaciół.
— Bracia moi! wolni jesteście nareszcie! wolni bez mojej pomocy! nic więc dla was uczynić nie mogłem, pomimo wszelkich wysiłków!...
— Nie trap się tak, przyjacielu drogi. Co się odwlecze, nie uciecze. Jeżeli nie mogłeś teraz, przyjdzie czas na to.
— Jednakże byłem dobrze przygotowany, na wszystko — rzekł Aramis. — Sześćdziesięciu ludzi otrzymałem od koadjutora; dwudziestu strzeże muru parku, tyluż drogi z Reuil do Saint-Germain, a reszta rozproszona w zaroślach. Dzięki tym rozporządzeniom strategicznym przejąłem dwie depesze Mazariniego do królowej.
Mazarini nadstawił uszu.
— Lecz mam nadzieję — rzekł d‘Artagnan — iż z całą względnością odesłałeś je panu kardynałowi?
— A! zapewne!... — zaśmiał się Aramis — właśnie też z nim zażywałbym tyle grzeczności! W jednej z tych depesz, oświadcza kardynał królowej, że skarb pusty a Jej wysokość nie ma wcale pieniędzy; w drugiej zawiadamia, że więźniów swych do Melun przeniesie, gdyż Reuil nie wydaje mu się dość pewną miejscowością. Pojmujesz, że ten ostatni list natchnął mnie nadzieją. Stanąłem na czatach z moimi ludźmi i czekałem na ukazanie się wasze; liczyłem na nie, nie wcześniej jak jutro rano; nie sądziłem, aby uwolnienie wasze obeszło się bez utarczki. Dziś wolni