Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/777

Ta strona została przepisana.

Królowa, przebiegła oczami traktat podany sobie przez d‘Artagnana.
— Widzę tu tylko ogólne warunki — rzekła. — Roszczenia panów de Conti, de Beaufort, de Bouillon, d‘Elboeuf i pana Koadjutora, są tu wyłuszczone. A wasze?...
— Wiedząc, co komu należy, stawiamy się na miejscu właściwem. Sądziliśmy bowiem, iż nazwiska nasze nie są godnemi pomieszczenia w rzędzie imion tak znakomitych.
— Pomimo tego, przypuszczam, iż nie zrzekłeś się pan ustnego przedstawienia mi roszczeń swoich?...
— Wierzę w to, Najjaśniejsza Pani, iż jesteś wielką i wszechwładną królową i, że niegodnemby było wielkości i władzy Twojej, nie wynagrodzić sowicie rąk, które powrócą do Saint-Germain Jego eminencję.
— Jest to moim zamiarem — rzekła królowa — mów zatem, słucham.
— Ten, co układy zawierał (przepraszam, iż zaczynam od siebie, lecz wypada, abym przyznał sobie znaczenie, którego nie przywłaszczam bynajmniej, bo obdarzono mnie niem z ufnością), ten, co układy zawierał w sprawie okupu pana kardynała, pomyślał, aby nagroda godną była Waszej Wysokości i według mego zdania, winien być mianowany wodzem naczelnym gwardji, coś jakby kapitan muszkieterów.
— Żądasz pan ode mnie stanowiska pana de Treville!..
— Wakuje właśnie, Najjaśniejsza Pani, gdyż od roku pan de Treville opuścił je, i nikt go w tem nie zastępuje.
— Ależ to najwyższa ranga wojskowa domu królewskiego!...
— Pan de Treville, tak jak i ja, był ubogim szlachcicem gaskońsikim, a nosił tę rangę przez lat dwadzieścia.
— Na wszystko masz odpowiedź, mój panie — rzekła Anna Austrjacka.
Wzięła dyplom z biurka, wpisała w próżne miejsca, co należy, i przyłożyła pieczęć królewską.
D‘Artagnan przyjął go z ukłonem, mówiąc:
— Wspaniała nagroda, ani słowa, lecz rzeczy świata tego są wielce zmienne, a człowiek, któryby miał nieszczęście popaść w niełaskę Waszej Królewskiej Mości, urząd ten mógłby postradać jutro.
— Czegóż więc żądasz jeszcze, mój panie?... — zapy-