miał złudzenie, iż jesteś przy mnie, że towarzyszysz mi i wspierasz przyjaźnią.
Wszyscy czterej rzucili się sobie w objęcia, a marsowe ich spojrzenia zaćmiły łzy za przeszłością.
I rozstali się, nie wiedząc, czy spotkają się jeszcze.
D‘Artagnan z Porthosem powrócili na ulicę Tiquelonne.
Przed zajazdem zastali cugi barona gotowe do drogi a Mousquetona siedzącego na siodle.
— Słunhaj, d‘Artagnanie, porzuć szpadę i jedź ze mną do Pierrefonds, do Bracieux, albo do du Vallon: razem będziemy starzeć się, gawędząc o naszych wyprawach.
— Ani myślę — odparł d‘Artagnan. — Peste!... mają wojnę rozpocząć, chcę do niej należeć; mam nadzieję iż skorzystam coś na niej!...
— A czemże jeszcze chcesz zostać?...
— Pardieu!... marszałkiem Francji.
— O!... o!... — odezwał się Porthos, przypatrując się d‘Artagnanowi, nie mógł bowiem nigdy dobrze zrozumieć gaskonady przyjaciela.
— Jedź ze mną, Porthosie — odparł d‘Artagnan — księciem cię zrobię!...
— Nie — rzekł Porthos — Moustonowi sprzykrzyła się wojna. Wreszcie, przygotowano mi uroczysty wjazd do moich dóbr, na widok którego sąsiedzi moi pozdychają z zazdrości.
— Na to nie mam już odpowiedzi — mówił d‘Artagnan, znający próżność nowo-kreowanego barona. — Do zobaczenia zatem, przyjacielu mój.
— Do widzenia, drogi kapitanie — odparł Porthos.
Rozstali się więc, uścisnąwszy sobie dłonie.
Długo stał we drzwiach d‘Artagnan, wiodąc smętnym wzrokiem za niknącym mu w oddali orszakiem.
Ocknął się nakoniec i ujrzał piękną Magdalenę, która, zaniepokojona świeżą wielkością d‘Artagnana stała za nim na progu.
— Magdaleno — przemówił do niej — przygotuj mi apartament pierwszego piętra; teraz, gdy jestem kapitanem muszkieterów, należy mi żyć wystawniej. Zachowaj mi jednak mój pokoik na piątem piętrze; nikt nie wie co go czeka w przyszłości.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/792
Ta strona została przepisana.
KONIEC