Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/89

Ta strona została przepisana.

możesz mnie odnaleźć, panie, ekscelencjo, czy książę, bo nie wiem, jak mam tytułować — rzekł nasz gaskończyk, który nie chciał okazać, że ulega pogróżce. — Czy znasz pan pana d‘Artagnan?
— Porucznika muszkieterów królewskich? — wyrzekł głos.
— Tak.
— O! naturalnie.
— To musiałeś pan słyszeć — ciągnął dalej gaskończyk — że dzielnie włada szpadą?
— Pan jesteś panem d‘Artagnan?
— Ja jestem..
— Więc przybywasz tu, ażeby go bronić?
— Kogo?
— Tego, którego szukamy.
— Zdaje się, — mówił dalej d‘Artagnan — że zamiast do Noisy przyjechałem, ani się spodziewając, do królestwa zagadek!
— No, odpowiedz pan!... — wyrzekł tenże głos wyniosły — czy to ma niego czekasz pan pod temi oknami? Czy przybywasz pan do Noisy, ażeby go bronić?
— Nie czekam na nikogo — odrzekł d‘Artagnan, zaczynając się niecierpliwić — nie myślę nikogo bronić, oprócz siebie, ale siebie, uprzedzam wszystkich, będę bronił zacięcie.
— To dobrze — rzekł głos — odjedź pan stąd i nam pozostaw to miejsce.
— Odjechać stąd — odrzekł d‘Artagnan, któremu ten rozkaz psuł projekty — to niełatwo, gdyż upadam ze znużenia, a mój koń także, chyba, że pan mi ofiarujesz kolację i nocleg gdzie w pobliżu.
— Także dowcipny!...
— Ej! panie — rzekł — pilnuj słów swych, bardzo proszę, bo jeżeli raz jeszcze tak się odezwiesz, to choćbyś był margrabią, księciem, członkiem domu królewskiego a nawet królem, wpakuję ci to słowo napowrót, w sam brzuch, rozumiesz pan.
— No, no!... — odrzekł dowódca — nie można się mylić, tak przemawia tylko gaskończyk, a więc nie ten, którego szukamy. Nasz plan nie udał się dziś, ale znajdziemy się jeszcze, panie d‘Artagnan — mówił dalej, podnosząc głos.